piątek, 4 lipca 2014

Stupid things [SONG-FICK]



 Nie udało mi się opuścić tego wszystkiego. To była tylko przerwa kilkumiesięczna, po której uderzyło mnie z wielokrotną siłą. Nie mam pojęcia, czy ktoś to jeszcze czyta, czy w ogóle ktoś tu zagląda. Ale muszę napisać, że to co tutaj jest, jest częścią mojego życia, a mogę nawet rzec, że jest OGROMNĄ częścią. 
Więc nie ma, po co się okłamywać, że tą miłość da się porzucić. :)

 * * * * *


„Opuszczam Nowy Jork.”

Był sam; w budynku, w swoim gabinecie, a teraz został opuszczony. Siedział i patrzył w dal. Dostrzegał tylko urywki życia innych. W sercu zrodziła się zazdrość. W tym momencie mógłby oddać wszystko, aby zamienić się na lepszy los. Dobrze wiedział, że jest zwykłym tchórzem, który boi się podjąć decydujący krok na przód z kimś kogo kocha od lat. Lecz strach przerastał jego ludzkie oblicze. Bo jest tylko człowiekiem.
Ojciec mu powtarzał, dawno temu, gdy znajdzie miłość swego życia powinien ją pielęgnować i nigdy nie pozwolić, żeby ta miłość go opuściła.
Teraz siedząc i nic nie robiąc zawodzi słowa ojca, które z czasem stały się święte.

„Jesteś tego pewna?”
„Tak.”

Miał świadomość tego, iż był zobowiązany dać jej coś więcej, niż jedną wielką niewiadomą, czy aluzje, które były zdystansowane. Ta mała bariera uczuciowa zburzyła wszystko, co budowane było przez lata. A może jednak została na dnie jakakolwiek nadzieja?
Mocno pragnął tej kobiety. Czasami wstydził się do tego przyznać, że wyobrażał sobie za wiele. Sam siebie oszukiwał, że to tylko najlepsza przyjaciółka z pracy, a także podpora życiowa. Dlaczego ominął najlepszy moment, gdzie oboje zakochali się w sobie?

„Jest to trudne, ponieważ zależy mi na Tobie.”
„Dziękuję.”

Miał w sobie ogrom frustracji, lecz nic nie mógł z tym zrobić. Przecież nie mógł pojechać ot tak sobie, do niej i powiedzieć, że nie może polecieć do Nowego Orleanu, bo ją kocha, ponieważ przez tyle lat bał się to wyznać na głos, dlatego, że za dużo myślał.
„Jestem głupi.” Wyznał na głos przejeżdżając palcami skroń.
„Trochę.” Usłyszał znajomy głos za plecami. „Jeśli myślisz o tym, co ja..” Zaczął kruczoczarny mężczyzna. „To masz najszczerszą rację.”
Odwrócił się do rozmówcy i napotkał drobny uśmiech pocieszenia i nadziei od przyjaciela.
„Dzięki.” Odpowiedział marszcząc czoło. „I tak nie wiem, co mam zrobić.” Powiedział szczerze. „Jestem przyparty do muru i nadal się boję.” Mówił tak jakby nigdy nie ukrywał, co do niej czuje.
Flack pokiwał głową ze zrozumieniem.
„Boisz się, bo myślisz, Mac.” Stwierdził, a raczej uprzejmie zaznaczył swoją rację szefowi.
Zabolało. Lecz nie mogło być inaczej. Prawda zawsze boli najbardziej.
„Teraz powinienem być przed jej drzwiami..”
„Tak.” Odpowiedział szybko młodszy detektyw.
„Ale co jeśli ona nie odwzajemni tego?” Zapytał wstając od biurka.
„Naprawdę jesteś głupi.” Potwierdził wcześniejsze słowa mężczyzny, gdy wszedł do pomieszczenia. „Bez urazy, ale czy tego nie widzisz, że jej również mocno zależy, jak i tobie?” Rzucił pytaniem, jak dla niego retorycznym. „Wyjeżdża, bo nie daje sobie rady z tą barierą między wami.”
Barierą? Skąd on to wie? Dlaczego nic nie wiedziałem, dlaczego nic nie powiedziała? A może po prostu nie dostrzegałem tego?
„Skąd to wiesz?”
„Lindsay?”
Zacisnął ciężko szczękę.
„Cholera!”

„Czy pozwoliłem Ci upaść?
Nie.
Czy pozwoliłem Ci się poddać?
Nie.
Więc co teraz?”

„Zostań ze mną..” Wyszeptał przed drzwiami podnosząc zaciśniętą dłoń do góry. „Zostań.”
Zapukał trzy razy, po czym usłyszał ciche skrzypnięcia podłogi.
„Hej..” Powiedział, gdy ujrzał jej zaskoczoną twarz.
„Mac?” Zapytała zdziwiona jego przybyciem. „Co ty tutaj robisz?”
Co, ja mogę tutaj robić? Zależy mi na tobie, pragnę abyś została ze mną; z tchórzem, który nie umie przyznać się przed samym sobą, że kocha kogoś od tylu lat, ale przez myślenie boi się podjąć właściwej decyzji. Z kimś, kto jest gotowy na Ciebie.
„Ja.. Ja tylko..” Starał się dobrać słowa, które utykały w ustach, jakby obawiały się zmiażdżenia.
Uśmiechnęła się, choć jeszcze nic dosadnego nie wyjawił.
„Mogę wejść?” Zapytał po chwili. Ta kiwnęła głową na znak zgody otworzywszy szerzej drzwi. Po krótkiej ciszy, zagadnęła:
„Co Cię tu sprowadza?”
Spojrzał na nią.
„Czy to nie oczywiste?”
Znów zapadła cisza.
„Nie wiem.” Odparła krótko z poważnym wyrazem twarzy.
„Dobrze wiesz..” Powiedział spokojnie. „Wiesz po, co tutaj jestem.”
„Wyduś to z siebie!” Podniosła lekko ton. „Nie mam siły ciągle się domyślać! To jest męczące i uporczywe. Ciągle nic nie wiem..”
Z jej oczu spłynęły pojedyncze łzy. Nie wiedział, czy może ją przytulić i otrzeć mokre policzki.
 „Stella..” Przysunął się nieznacznie.
„Nie.. To już jest koniec.” Podniosła ręce do góry na znak poddania. „Za trzy dni wyjeżdżam. Nie mamy, o czym już rozmawiać. To już koniec!” Próbowała go wyminąć w przejściu, jednak on stanął jej na drodze.
„Zraniłem cię.”
Nie odpowiedziała nic, ale on nie oczekiwał, że będzie łatwo.
„Bardzo cię przepraszam.”
Podniosła wzrok.
„To już nie wystarczy..” Przeszła koło niego, kierując się do dużego pokoju.
„Zostań ze mną.”
Zamarła w pół kroku. Jego głos, był taki błagający, jakby potrzebował powietrza. Przez jej ciało przeszły setki dreszczy.
„I co potem?” Zapytała nie odwracając się do niego.

„Ale jeśli coś mi ofiarujesz, wtedy uwierzę,
Daj mi coś i ja poczekam.”

„Potem od dzisiejszego wieczoru będę ci ciągle powtarzał, że cię kocham.” W końcu kluczowe słowa ujrzały światło dzienne. „Będę mówił o tym, jaką jesteś cudowną kobietą.” Podszedł nieco bliżej. „Będę przypominać ci, dlaczego cię kocham.” Słowa stały się lekkie, więc rozluźnił swoje spięte mięśnie oczyszczając przy tym czarne scenariusze z umysłu. „Oddam tobie moje serce, które i tak od dawna należało tylko do ciebie.” Na końcu delikatnie się uśmiechnął, a ona stała w jednym miejscu ze schyloną głową w dół. „Tylko zostań.”
Czuł jakby czas na chwilę się zatrzymał. Wokół siebie nie słyszał niczego prócz własnego bicia serca i jej nierównego oddechu.
„Zależy mi na tobie.” Stanął za nią nie dotykając jej. Obawiał się spłoszenia.
„Od dawna czekałam na ten moment, jak ten gdy przyjdziesz i wszystko mi wyznasz.”
„Ja też, ale się bałem.”
Odwróciła się na pięcie stając z nimi twarzą w twarz. Na chwilę zablokowali swoje spojrzenia. Błękitny odcień jego tęczówek nabrał nowego, lepszego koloru.
„Czy mogę?” Spytał czule pocierając kciukiem podbródek. „Czy mogę cię pocałować?”
„Tak.” Wyszeptała.
Zbliżył swoją twarz drażniąc zmysły w końcu przywarł do jej ust, zaciskając uścisk na talii. Przygryzając dolną wargę pogłębił pocałunek, który rozpalił tłumione pożądanie. Ich języki zatraciły się w sobie, a płuca zapomniały o potrzebie tlenu.
„Jestem zakochany w tobie.” Powiedział przerywając pocałunek opierając swoje czoło o Stelli.
„A ja w tobie.” Odpowiedziała starając wyrównać oddech. „Od zawsze.”
„Wybacz, że zajęło mi to tak wiele czasu.” Dotknął jej rozgrzane policzki.
„Wiedziałam.”
„Och..” Uśmiechnął się.
„Pocałuj mnie.”
„Jak sobie życzysz.” Ponownie ich usta połączyły się i to nie raz tej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz