czwartek, 16 maja 2013

Rozdział III

W drodzę do jego gabinetu dopadła ją chwila niepewności i wahania. Nie mogła przeczuć, jak może zachować się na wieść o ciąży. Ale wiedziała jedno, co by się nie stało, urodzi dziecko i będzie go wychowywała, jak najlepiej potrafi. Od teraz obiecała sobie, że będzie dobrą matką, wejdzie na wyżyny, które dla niej nie będą nie do przebycia.
Przed oczami mignęła jej sylwetka, którą bardzo dobrze zna. To oznaczało, że jest sam w biurze. Gdy weszła do środka napotkała zdziwioną minę.
- Hej – przywitała się, starając nie uciec od tematu. – Chciałabym ci coś powiedzieć – powiedziała spoglądając przenikliwie. Błyskawicznie wyczuł, że coś jest nie tak, widziała to w jego oczach, które od tylu lat nie były dla niej zagadką. Potrafia z niego czytać, jak z otwartej księgi.
- Czy coś się stało? – zapytał z troską w głosie, od kłótni zbytnio ze sobą nie rozmawiali oprócz na stopniu zawodowym. Tęsknił za nią. Od tygodnia wracał codziennie do pustego mieszkania, w którym nikt na niego nie czekał. To go najbardziej bolało. Był również zły na siebie, że taka błahostka wytrąciła go z równowagi.
- Jestem w ciąży – wyjawiła nie ciągnąc tej rozmowy do tego stopnia, gdzie stchórzy i nie będzie miała odwagi mu o tym powiedzieć.
- Jak długo? – zapytał zdezorientowany, patrząc uważnie na Stellę.
- Siódmy tydzień – podeszła nieznacznie do biurka i położyła na nim zdjęcie USG i dyskietkę. – Nie mam zamiaru z tobą się kłócić, nie dziś.. – powiedziała ze spokojem.
- Czekaj – wyszedł zza mebla i stanął naprzeciw niej.
- Teraz mi powiesz, że to nie jest za dobra sytuacja, że jesteś na to za stary? – spytała z lekką ironią.
- Nie – zrobił małą pauzę, aby przemyśleć to, co teraz się dzieję. – Chce, abyś dziś wróciła ze mną do domu.
- Nie wiem, czy to zrobię – odpowiedziała beznamiętnie. – Najpierw chce wiedzieć, co myślisz o tym – wskazała na rzeczy leżące na biurku. – Teraz, w tej chwili to jest dla mnie najważniejsze. Mac, spodziewamy się dziecka.
Nie czekała na żadną reakcję z jego strony, odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia zostawiając go z pełną głową nowych inforamcji, z którymi będzie musiał sobie jakoś poradzić, sam.
Teraz stał przed ciężką decyzją. Najbardziej obawiał się, że nie będzie dobrym ojcem. Odpuścił sobie, gdy jeszcze żyła Clarie, zawsze odkładali ten moment na później, aż w końcu zabrakło im czasu. Potem przyszła następna wątpliwość, czy zmieni swoje oblicze pracoholizmu, i czy przystopuję? Nie chciał zaniedbywać swojego dziecka i Stelli, która sama wychowa dziecko, a on będzie przesiadywał w pracy do nocy. A główny problem; czy ma na to siłę?
Tyle pytań, brak odpowiedzi. Siedząc, patrzył na zdjęcie trzymane przez niego w dłoniach. Próbował oswoić myśl, że to dzieje się naprawdę. Gdzieś w głębi duszy był zadowolony, ale gdy chciał zatrzymać szczęście na dłużej, to przez jego głowe przechodziły różne argumenty, zazwyczaj te negatywne. Dwoma palcami podniósł dyskietkę, obrócił ją kilka razy i postanowił włączyć. Przed oczami stanął mu obraz jego własnego dzieła. Na twarzy detektywa pojawił się nieznaczny uśmiech, który zdradzał prawdziwe uczucia.
Całe popołudnie nie mieli okazji ze sobą porozmawiać, widzieli się tylko przelotem. Sprawa za sprawą, jakby cały świat sprzeciwił się mu w tym momencie. Postanowił więc zaprosić ją na kolację do siebie, aby mieli okazję wyjaśnić sobie, to co najważniejsze. Chciał, żeby wróciła, kochał ją nad życie nie potrafił bez niej żyć. Dotarło do niego to zbyt późno, ale cieszył się, że miał szansę okazać uczucia, które żyły od dawna w nim. A teraz, gdy będą mieć dziecko, on i ona połączone w jedno nowe życie, musiał wziąć to na siebie.
Idąc wcześniej do domu, po drodze zostawił w jej biurze kartkę z wiadomością o zaproszeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz