poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział III

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ayAUZZRxTL4

Gdy usłyszałam od Emily skąd pochodzi rodzina ofiary, przez chwilę czułam pustkę, żadnych emocji. Po chwili nie wiedziałam, co czuję, wszystko we mnie narastało początkując od radości kończąc na gniewie. Patrzyłam na zdjęcie osłupiała, nawet nie słyszałam, co moja przyjaciółka mówi lub cokolwiek innego. Dopiero po chwili zorientowałam się, że dzwoni telefon. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam głos szefa Nowo Orleańskiej policji.
- Tak jest sir – odłożyłam słuchawkę na swoje miejsce, w pierwszych sekundach nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Kiedy spojrzałam na Emily widziałam jej pytający wzrok. – Mamy kolejną ofiarę, jest to siostra Morgana. Szef wydał rozkaz skierowania się do Nowego Jorku współpracując z moim dawnym.. – zacięłam się, lecz po chwili poprawiłam swoją wypowiedź. – Z tamtym wydziałem zabójstw. Przepraszam cię, ale muszę wyjść – nie czekając na reakcję mojej przyjaciółki wyszłam z pomieszczenia omijając ją szybko.
Moje roztargnione myśli gnały, jak huragan. Nie wiedziałam, co czuję. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Szłam przed siebie na oślep, wylądowałam w szatni siedząc na ławeczce wpatrując się tępo w cichą przestrzeń. Przez moje ciało przechodziły dreszcze, a moje ręce drżały tak jak wtedy.. gdy opuściłam list od niego na podłogę. Nie wiem, co mnie bardziej uderzyło.. że będę z nim pracować, czy będę go widywać. Przed oczami miałam jego zamyślone oblicze w swoim gabinecie. Tyle lat je widziałam i nigdy je nie zapomnę. Mimo, iż popełniłam błąd nie potrafię pozbyć się uczuć do niego.. poczułam lekki uśmiech na moich ustach, który znikł kiedy przypomniałam sobie o moich niedawnych odwiedzinach mojego miasta..
Skończyliśmy dość trudną sprawę i podjęłam decyzję o kilku dniach urlopu, aby spotkać się z moją przyjaciółką Lindsay i jej córką Lucy. Byłam strasznie podekscytowana, ponieważ dawno ich nie widziałam. Jednak w mojej głowie była jeszcze jedna osoba, którą tak bardzo chciałam przynajmniej zobaczyć. Po kilku godzinach lotu byłam na Nowojorskim lotnisku. Wzięłam taksówkę i od razu skierowałam się do hotelu, aby się odświeżyć. Nikt nie wiedział o moim przyjeździe oprócz Lindsay. Wyjęłam z torby prezent dla mojej chrześnicy i położyłam go na szafce obok klucza hotelowego. Stojąc przy oknie i patrząc na zakorkowane ulice Nowego Jorku przypomniały mi się wszystkie sprawy rozwiązane z moją ekipą i wraz z Nim. Poczułam coś, czego dawno nie czułam. Wiedziałam, że to jest moje miasto, mój dom, mój świat, w którym jednak nie potrafię dalej żyć. Jeśli to prawda, to czemu pragnę być tutaj? Nie wiem czy to przez ludzi, aurę czy też moich przyjaciół. Ale wiem, że część mojego serca jest tutaj nadal i będzie dopóki jest On.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu, nie patrząc na ekran odebrałam.
– Bonasera – rzuciłam na powitanie.
– Cześć Stell – usłyszałam ciepły głos Lindsay. – My z Lucy już wychodzimy, za kwadrans powinnyśmy być na miejscu.
– Okej Linds, do zobaczenia – zakończyłam rozmowę. Przepełniona radością, wzięłam prezent i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Z uśmiechem na twarzy kierowałam się do kawiarni, w której byłam umówiona z przyjaciółką. Kiedy weszłam do pomieszczenia usłyszałam dziecięcy śmiech, po chwili ujrzałam roześmianą twarz małej blondyneczki, która biegła w moją stronę.
– Ciocia Stella! – zawołała.
– Hej słoneczko – wzięłam dziewczynkę na ręce i skierowałam się w stronę jej mamy. Usiadłam naprzeciw niej, obie nie mogłyśmy od siebie oderwać wzroku. Mała natomiast zajęła się prezentem, o którym ja zapomniałam.
– Ułaa lala! – krzyknęła zadowolona Lucy trzymając zabawkę w rękach. Obie natychmiast się ocknęłyśmy i równocześnie spojrzałyśmy na ucieszoną dziewczynkę.
– Jak się żyję w Nowym Orleanie? – zapytała mnie Lindsay, w między czasie kelner odszedł z moim zamówieniem.
– Jest ciepło. Atmosfera w pracy jest fajna, ale bez porównania z wami – odpowiedziałam jej obdarowując ją uśmiechem. – A co u ciebie i Danne’go, i reszty zespołu? – zapytałam.
– Więc u nas jak najbardziej w porządku, Lucy jest okiem w głowie swojego tatusia – zachichotała. Potem opowiedziała mi o wszystkich poza jedną osobą.
– A nie chcesz wiedzieć, co u Macka? – zapytała mnie przyjaciółka z błyskiem w oczach. Skinęłam głową na znak potwierdzenia.
– Ogólnie nic się nie zmienił, nadal jest wymagający i milion razy sprawdza dowody.. – uśmiechnęła się szeroko.
– Czyli stary Mac Taylor – podsumowałam jej wypowiedź.
Po wypiciu kawy w trójkę wyszłyśmy kierując się na plac zabaw, ponieważ mała zażądała, iż chce pohuśtać się na huśtawce. Czas tak szybko mijał, zanim spostrzegłyśmy był już wieczór. Ucałowałam Lucy w czoło, a z Lindsay uściskałyśmy się na pożegnanie, po czym skierowałam się do hotelu. Jesienny wieczór w Nowym Jorku jest na swój sposób magiczny. Po drodze mijałam wiele restauracji, ale tylko jedna przykuła moją uwagę. Nagle czas się dla mnie zatrzymał, stałam na środku chodnika mimo, że w pomieszczeniu było wiele osób, ja widziałam tylko jedną. Był to wysoki brunet, wszędzie bym poznała ten czarny sweter. Od razu byłam pewna, że to on.. Mac Taylor. W uszach słyszałam głośne bicie mego serca, a w żyłach moja krew pulsowała. Nie mogłam uwierzyć moim oczom. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo pragnęłam go zobaczyć, usłyszeć jego głos. Lecz jakaś siła blokowała mnie przed wejściem do środka. Nie mam pojęcia ile tam stałam. Ale z sekundy na sekundę coraz bardziej chciałam tam wejść. Sama nie wiedziałam, co czuję byłam taka podniecona, a z drugiej strony bałam się.. po prostu się bałam. Na wspomnienie tych wszystkich wspólnych spędzony chwil postanowiłam pójść do niego. Podeszłam do drzwi restauracji, kładąc dłoń na klamce czułam jak moje serce bije coraz szybciej. Mimo to otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Długo nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Nagle jakby znikąd pojawiła się kobieta o blond włosach, z którą Mac przywitał się pocałunkiem. Poczułam ukucie w żołądku, i od razu wycofałam się do wyjścia. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, moje ręce drżały czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie rozumiałam swoich uczuć, przecież był z Peyton, ale tym razem to było coś innego. Odebrałam to jako zdradę.. a z drugiej strony przecież sama zawiniłam o wiele wcześniej. Z tymi wszystkimi myślami szłam w kierunku hotelu. Łzy ciekły mi po policzkach, nie kryłam ich, a w gardle miała gulę, przez którą nie mogłam nic powiedzieć. Ale wiedziałam jedno, nie mogę stać na drodze do Jego szczęścia, gdy naszą szansę zaprzepaściłam.. Kiedy tylko wpadłam do pokoju zaczęłam się pakować. Wcześniej zabukowałam bilet do Nowego Orleanu. Wiedziałam, że nie mogę tu zostać, i, że najlepszym rozwiązaniem będzie stąd wyjechać, znowu..
Łzy spływały mi po policzkach. To wspomnienie zawsze będzie mnie boleć. A teraz, jak mam popatrzeć mu prosto w oczy, jak mam z Nim pracować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz