poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział IV

Gdy dowiedziałem się, że mój wydział będzie pracować, z wydziałem z Nowego Orleanu byłem podekscytowany. Choć miałem wątpliwości, co do mojej doszczętnej radości. Od dwóch lat nie miałam z Nią kontaktu oprócz tego listu. Oczami wyobraźni zastanawiałem się, jak bardzo się zmieniła lub też nie. Jedyne uczucie, które we mnie tkwiło to był najnormalniejszy strach. Nie wiem, czy bałem się spotkania z Nią, czy też jakiejkolwiek rozmowy..?
***
Stojąc na dole i czekając, na windę czułam jak moje nogi się pode mną uginają, dłonie miałam takie jakbym dopiero wyjęła je z zamrażarki. Kiedy drzwi się rozsunęły weszłam do środka wraz z Emily. Wiedziałam, że znów go zobaczę.. Maszyna ruszyła w górę, a ja zamarłam na kilka sekund. Szczęście, które panowało w moim sercu spowodowało pojawienie się lekkiego uśmiechu na twarzy. Z drugiej strony chciałam uciec z tego miejsca i ponownie nie wracać. Kiedy usłyszałam dźwięk, który oznajmiał, że jesteśmy na miejscu moje ciało coś sparaliżowało.
***
- Odciski, które znalazłeś w pokoju chłopaka pochodzą od dwóch różnych osób – powiedział do mnie Danny podając teczkę. Już chciałem ją otwierać, kiedy usłyszałem dźwięk otwierających drzwi windy. W nich ujrzałem Ją w towarzystwie jakieś rudowłosej kobiety. I nagle chciałem skakać z radości, nie wiem, czy to było z jej powodu?
***
Myślałam, że minęła wieczność zanim podniosłam swój wzrok z ziemi ku niemu. Stał wraz z Danny’m na środku korytarza. Czułam ich wzrok na sobie, a szczególnie jego przeszywający spojrzenie. Wypuściłam ciężko powietrze z siebie i wolnym krokiem razem z Emily skierowałyśmy się w ich kierunku. Kiedy podeszłyśmy do nich od razu skierowałam swój wzrok na Danny’ego, ponieważ wiedziałam, że nie mogę na niego popatrzeć, bo wiedziałby, co czuję w tej chwili.
***
Gdy stała koło mnie nie mogłem wypowiedzieć żadnego słowa lub sklecić sensownego zdania. Podziwiałem jej kręcone włosy, zielone oczy, których tak dawno nie widziałem. Czy się zmieniła? Z wyglądu nie, ale poczułem chłodne nastawienie wobec mnie.
- Boże, jak ja cię dawno nie widziałem – Messer prawie nie wykrzyknął z radości, a ona tylko uśmiechnęłam się wdzięcznie. – Nie zdążyliśmy się zobaczyć, gdy byłaś dwa tygodnie temu – dodał nie pocieszony tym faktem Danny. Po tych słowach na twarzy Stelli zauważyłem speszenie, a wewnątrz mnie buzowała złość i ból, który przeszył moje serce.
- A gdzie moje maniery – powiedział Danny. – Przedstaw nam twoją towarzyszkę.
- Nazywam się Emily Thomson, jestem patologiem – rudowłosa wyciągnęła rękę w stronę mojego kolegi, a potem do mnie. Jednak ona mnie zbytnio nie obchodziła, cały czas byłem skupiony na Stelli, która omijała mnie szerokim łukiem.
- Stell, mogę porozmawiać z tobą na osobności? – zapytałem, pierwszy raz odkąd tak stoimy wreszcie brunetka zwróciła na mnie uwagę. Widziałem, że chce już odpowiedzieć, ale zza naszych pleców dobiegł nas głos Lindsay.
- Ślady krwi znalezionych na schodach nie należą do ofiary, lecz do osoby spokrewnionej – opowiedziała nam Lindsay. Po chwili podniosła wzrok znad dokumentów i spojrzała na kobietę stojącą naprzeciw niej.
- Stella! – zawołała uradowana. Cała nasza piątka skierowała się do sali konferencyjnej.
***
Kiedy weszliśmy do pomieszczenia można było wyczuć panujące tu napięcie. Powiedziałbym, że zachowują się jak dzieci.. Ale przeciwieństwie do nich, oni są puści, bez uczuć. Potem, jak Lindsay podsumowała to, co już wiemy na temat sprawy. Wszyscy skierowali się na korytarz oprócz Macka.
***
- Ja wracam do hotelu, bo jestem zmęczona, na razie wiedzą tyle, co i my – powiedziała do mnie przyjaciółka. – Idziesz? – spytała po chwili.
- Idź, ja jeszcze zostanę – odpowiedziałam natychmiastowo. Emily odeszła ode mnie kilka kroków i odwróciła się z uśmiechem na twarzy.
- Pogadaj z nim – powiedziała trochę głośniej wychodząc.
- Ale jak? – jęknęłam spoglądając na nią.
- Stell.. normalnie – tym razem krzyknęła znikając w windzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz