Leżałam na łóżku i byłam wpatrzona w biały sufit pokoju. Nasza rozmowa
nie dawała mi spokoju, przez nią nie spałam prawie całą noc. Po chwili
usłyszałam ciche pukanie do drzwi, z niechęcią poszłam je otworzyć.
- Hej Stell! – uśmiechnęła się do mnie Emily. – Masz zamiar cały dzień przespać, czy idziemy do pracy?
- Hej Emily.. – westchnęłam. – Daj mi pół godziny i będę gotowa –
powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Po drodze do laboratorium zaszłyśmy
po kawę.
- I co? – zaczęła. – Rozmawiałaś z nim wczoraj? – zapytała mnie przyjaciółka z wielkim uśmiechem na ustach.
- Tak.. i tego bardzo żałuję – odpowiedziałam jej ze smutkiem. Ona
popatrzyła na mnie ze współczuciem w oczach i położyła dłoń na moim
ramieniu lekko go głaszcząc.
- Ale czemu? Co się stało? – zasypała mnie pytaniami. Odebrałyśmy kawę, a
w drodze do laboratorium wszystko jej opowiedziałam. Kiedy jechałyśmy
windą na bardzo znane mi piętro, modliłam się aby go nie spotkać, choć
wiedziałam, że to zbyt nierealne. Gdy szłyśmy korytarzem rozglądałam się
dookoła wypatrując, czy nie jest gdzieś w pobliżu. Stwierdzając, że go
nie ma odetchnęłam z ulgą. Weszłyśmy do pokoju laboratoryjnego. Był tam
Danny wraz z Lindsay. Odwróciłam się, aby wziąć biały kitel. Już
chciałam podejść do Lindsay, kiedy zobaczyłam jego, stał właśnie na
miejscu Messer’a. Nasze spojrzenia się spotkały i poczułam dziwne
ciepło, w jego oczach nie było złość ani gniewu tylko coś, co nie mogłam
opisać słowami. W tym momencie wszedł Adam z jakimiś papierami w ręku.
- O, Stella! – prawie wykrzyknął Ross, w tym momencie to coś z oczu
Macka zgasło, a pojawiała się złość, która nie była kierowana na mnie,
tylko na samego Adama. – Nic nie mówiłaś, że przyjeżdżasz. – blondyn
szeroko uśmiechnął się do mnie. – Znalazłem nowe odciski na ubraniu
naszej ofiary i nie należą one do ojca chłopaka – z ta wiadomością
skierował się do szefa, który patrzył na niego z gniewem. Wszyscy od
razu zauważyli, że Adam bał się go jeszcze bardziej niż zwykle. Było mi
żal mężczyzny, lecz nie wiedziałam, czy dobrze zrobię odzywając się na
ten temat. Podeszłam do Macka.
- Nie musisz robić scen.. – szepnęłam, aby nikt inny tego nie usłyszał.
Nie zwrócił uwagi, co mu powiedziałam tylko odsunął się ode mnie i
przybliżył do Ross’a.
- A sprawdziłeś do kogo należą?! – zapytał podirytowany niedokładnością technika.
- Taak.. nie.. ma go.. w.. w.. bazie CODIS – zająkał spoglądając nerwowo
na resztę. Nie miałam odwagi powiedzieć czegokolwiek, nie chciałam
pogarszać sytuacji, która zaistniała. Danny, Lindsay i Emily również nie
wtrącali się do rozmowy. Jednak po chwili nie wytrzymałam.
- Musisz wygrzebywać coś, co było dwa lata temu? – powiedziałam
zdenerwowana, widziałam, że oprócz mnie i Macka nikt nie wie, o czym
mowa.
- Ja niczego nie wygrzebuję, po prostu chce wiedzieć do kogo należą te
odciski – patrzył na mnie, tak jak wczoraj podczas kłótni, jakbym stała i
broniła mordercy, a nie członka jego ekipy.
- Mac.. było, minęło – powiedziałam stanowczo. – Skończ z tym, rozumiesz? Już wczoraj to przerabialiśmy.
Wszyscy dookoła stanęli w jednym miejscu. Adam cofnął się do tyłu, a ja i Mac toczyliśmy zaciętą wymianę zdań.
- Jak tak bardzo lubicie się kłócić, to może róbcie to gdzieś indziej,
bo my mamy morderstwa do rozwiązania – powiedział Messer, podchodząc do
nas.
- On ma racje Mac. Zajmijmy się, tym co teraz jest ważne – powiedziałam do niego ściszając ton swojego głosu.
Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. Nie wiedział, jak ma wybrnąć z
sytuacji, która zaszła. Sama też nie wiedziałam co powiedzieć lub
zrobić.
- No to zajmijmy się znalezieniem chłopaka i osoby, która zostawiła
odciski. A to doprowadzi nas do mordercy – jego głos znowu był
stanowczy. Po wypowiedzianych słowach wyszedł z pomieszczenia. Obróciłam
się w stronę czwórki, która stała z tyłu i obserwowała całe zajście.
- Mamy jeszcze jakieś poszlaki, które mogą wskazać nam mordercę? –
zapytałam, czując się niepewnie. Jednego za to byłam pewna, nie mogę tak
zostawić tej sytuacji z Mackiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz