W laboratorium panowała napięta atmosfera. Wszyscy byliśmy skupieni na
odnalezieniu zabójcy. Choć nie dało się zapomnieć o porannej kłótni
Macka i Stelli. Moim zadaniem, było zbadanie bluzy chłopca, którą
znaleźliśmy w samochodzie jego ojca. Na razie był to nasz jedyny
podejrzany.
- I jak masz coś Linds? – zapytała mnie Stell, która nagle znalazła się obok mnie.
- Tak, na ubraniu są ślady mąki. Chłopiec może znajdować się w piekarni
albo w fabryce wyrobów mącznych, ponieważ mam też ślady kurzu –
powiedziałam spoglądając na greczynkę.
- Przesłuchałem jeszcze raz nagranie okupu z telefonu podejrzanego. W
tyle można wyłapać dźwięk sprzętu robotniczego – Danny zjawił się za
naszymi plecami tak nagle, aż lekko odskoczyłyśmy, kiedy zaczął mówić.
- Więc teraz uporządkujmy wszystko, co mamy – oznajmiła Stella.
Po tych słowach wszyscy skierowaliśmy się do Sali konferencyjnej.
Czekaliśmy jeszcze na jedną osobę. Kiedy do pomieszczenia wszedł Mac,
poczuliśmy się nieswojo.
- No więc – zaczęłam niepewnie. – Wiemy, ze obie nasze ofiary to
rodzeństwo. Ryan Morgan mieszkał wraz z żoną i dziećmi w Nowym Orleanie.
Lily Morgan to jego siostra, która żyła w Nowym Jorku ze swoim
szesnastoletnim synem Michael’em. Naszym podejrzanym jest ojciec chłopca
James Wesley. Był karany za posiadanie broni i za handel narkotykami.
Od 2 miesięcy jest na wolności. Został zatrzymany rok po tym, jak
urodził mu się syn. Nastolatek nie wiedział kim jest jego ojciec.
Dzisiaj rano zatrzymaliśmy James’a. Teraz czeka w pokoju przesłuchań. –
spoglądaliśmy po sobie i czekaliśmy na odpowiedź szefostwa.
- Ja i Stella go przesłuchamy – powiedział po chwili milczenia Mac.
Greczynka była zaskoczona tym faktem. – To wracajmy do pracy. – oznajmił
mężczyzna wychodząc z pomieszczenia.
***
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć kiedy usłyszałam, ze mam razem z nim
przesłuchiwać podejrzanego. W drodze do pokoju przesłuchań nie
odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Mac otworzył drzwi i wszedł
pierwszy.
- Lepiej od razu powiedz nam, gdzie jest twój syn – mówiąc to stanął przy oknie.
- Ale ja naprawdę tego nie wiem. Już to mówiłem. Nie powinnyście mnie
zatrzymywać. Nie porwałem przecież, własnego dziecka! – podejrzany mówił
coraz głośniej.
- To kto, to zrobił? – zapytał mój partner.
- Ja naprawdę tego nie wiem.
- Na miejscu zbrodni znaleźliśmy twoje odciski palców i ślady krwi na
framudze okna – powiedział mój przyjaciel podchodząc do stolika. –
Powiem Ci jak to było. Zabiłeś Ryan’a, ponieważ nie chciał ci zdradzić
miejsca po bytu swojej siostry. Ty jednak nie dałeś za wygraną i ją
odnalazłeś. Przyszedłeś do ofiary i chciałeś się spotkać ze swoim synem
leczy ona ci nie pozwoliła. Wkurzyłeś się i zabiłeś Lily. Nastolatek
próbował uciec przez okno, ale ty go złapałeś za bluzę i zraniłeś się o
wystający kawałek szkła. Masz na ręce właśnie takie rozcięcie – Mac
wskazał na prawą rękę mężczyzny. – Michael ci się wyrwał i uciekł. Kiedy
go znalazłeś, postanowiłeś go porwać.
- Ale ja nie porwałem chłopaka!
- To co tam robiłeś? – czułam się zbyteczna podczas tego przesłuchania.
- To prawda byłem w mieszkaniu, ale kiedy tam przyszedłem Lily już nie
żyła. A skaleczyłem się podczas przechodzenia przez okno. Nie wezwałem
policji ponieważ wiedziałem, ze będziecie mnie oskarżać o zabicie jej.
Mac wyszedł zdenerwowany z pomieszczenia, a ja za nim.
- Sam byś sobie dał świetnie radę. Niepotrzebnie mnie ze sobą brałeś. –
powiedziałam stając mu na drodze. – Moim zdaniem on naprawdę nie wie
gdzie jest jego syn.
- Ale był na miejscu zbrodni, mamy jego odciski Stello. Nie dasz rady
obronić wszystkich ludzi na świecie – mówiąc to ominął mnie i wyszedł z
posterunku.
***
To co wydarzyło się dzisiaj w laboratorium między mną, a Mackiem nie
dawało mi spokoju. Wiedziałam, że musze to wyjaśnić. Moi przyjaciele, z
grzeczności nie wspominali o tym zdarzeniu, ale widziałam ich
zdezorientowane miny. Rozmyślałam tak, leżąc na łóżku. Nie no, tak nie może być. Muszę coś z tym zrobić. I to w tej chwili.
Pomyślałam sobie. Wstałam z łóżka i cicho wyszłam z pokoju hotelowego. W
pomieszczeniu obok już dawno spała Emily, a ja nie chciałam jej
obudzić. Wyszłam na ulice i skierowałam się w dobrze znaną mi stronę. Po
drodze, rozpatrywałam podjętą decyzję. Nie wiedziałam czy robię dobrze,
czy źle. Ale nie możne karać innych za swoje błędy. Po 30 minutach
dotarłam pod jego drzwi. Stojąc przed nimi, miałam mnóstwo wątpliwości.
Walczyłam z sobą. Po chwili postanowiłam zapukać. Zbliżyłam się do nich
wyciągając rękę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz