Obudził go dźwięk dzwoniącego telefonu, z zamkniętymi powiekami wymacał
go na stoliku nocnym i szybko chwycił w dłoń, odbierając urządzenie.
Przelotem spojrzał na cyfrowy zegarek stojący na komodzie nieopodal
łóżka, wskazywał 3:47. Przetarł oczy i przyłożył komórkę do ucha.
- Taylor – powiedział do słuchawki.
- Cześć, Mac – po drugiej stornie usłyszał głos Don’a Flacka. – Mam
nadzieję, że cię nie obudziłem – rzekł pół szeptem, a ja tylko
westchnąłem nie dając po sobie znaku, że wyrwał mnie ze snu.
- Nie – odpowiedział szybko. – Co się stało? – zapytał siadając
delikatnie na materacu, odwracając się zobaczył puste miejsce, co
oznaczała, że Jennifer poszła na nocną zmianę półtora godziny temu.
- Ciało w Central Parku – mruknął niepocieszony Flack. – Ci ludzie nie mają chyba wyczucia pracy – jęknął.
- Możliwe – uśmiechnął się po nosem – Będę za pół godziny – dodał po
chwili i zakończył rozmowę. Odłożył swój telefon na swoje stałe miejsce i
potarł dłonią swój bolący kark, który niemiłosiernie bolał. Zszedł z
łóżka kierując się do łazienki, po dziesięciu minutach był gotowy do
wyjścia.
* * *
Równo o siódmej rano budzik zadzwonił drżąc na stoliczku, ona tylko
przeciągnęła się leniwie w jasnej pościeli, ręką wyłączając rzecz, która
ją obudziła. Palcami pomasowała sobie skronie i otworzyła lekko powieki
zerkając za okno. Uśmiechnęła się na widok słonecznej pogody. Z
uchylonego okna z salonu były dosłyszalne świergoty małych ptaszków,
które zagnieździły się na drzewie przed jej budynkiem.
Podciągnęła się do pozycji siedzącej, opierała tył głowy o ścianę. Swój
wzrok skupiła na telefonie, który leżał obok budzika – zawsze go tam
kładzie. Chwyciała go w dłoń siadając na skraju łóżka ściągając z pufy
swój pluszowy biały szlafrok. Nakładając go po drodze odczytała
wiadomość tekstową, na którą szybko odpowiedziała. Swoje kroki
skierowała do dużej jasnej kuchni. Podeszła do szafki nad blatem i
wyciągnęła z niej słoiczek z kawą. Szybkim ruchem zgarnęła kubek z
suszarki i nasypała dwie i pół łyżeczki. Stawiając elektryczny czajnik
zadzwoniła jej komórka, którą schowała do kieszeni. Wyciągając ją
złapała jabłko, które leżało w dużej misce na środku kuchennego blatu.
- Halo? – powiedziała.
- Cześć, Stell tu Kate! – kobieta po drugiej stornie przywitała się wesoło. – Nie śpisz już, prawda? – zapytała chichocząc.
- Hej! – odpowiedziała. – Nie skądże, właśnie powoli szykuję się do pracy – ciągnęła. – Czy coś się stało?
Trzymając w ręku owoc usiadła przy stole zakładając nogę na nogę i
uważnie słuchając koleżanki wpatrywała się w zegarek ścienny, który
wskazywał 7:17.
- Nie, tylko chciałam zapytać, czy w porze lanczu wypadłabyś ze mną coś przekąsić? Musimy pogadać – stwierdziła.
- Okej, zadzwonię do ciebie, gdy będę wychodzić z biura – odpowiedziała
Stella kończąc rozmowę i udając się do łazienki, aby wziąć szybki
prysznic.
* * *
- Masz coś? – zapytał Mac wchodząc do kostnicy, Sid raptownie odwrócił się w jego stronę i poprawił okulary.
- Zależy, co chcesz wiedzieć – przewrócił oczami. – Został postrzelony,
ale i otruty – powiedział. – Właśnie nie dawno dałem próbkę do
laboratorium, aby zbadali, co to takiego – dodał po chwili.
- Czy coś jeszcze? – Taylor drążył.
- Nie.
Mac westchnął spoglądając na młodego mężczyznę, który wyglądał na
dwadzieścia ileś lat. Przeczuwał, że ta sprawa będzie bardzo trudna, a
to dlatego, że prawie nic nie znaleźli na miejscu zbrodni. Żadnych
odcisków, mało śladów nawet żadnego materiału DNA. Nie lubił znajdować
się w takiej sytuacji, gdzie jest prawie bezradny razem ze swoim
zespołem.
- Trudno – odrzekłem. – Może wiedzą coś więcej na górze – machnął ręką
wskazując bezradność, która go dopadła. Był już zmęczony tą całą chorą
sytuacją z Jennifer, miał dość tego sztucznego małżeństwa. Bardzo chciał
rozwodu, ale z drugiej strony sumienie mu nie pozwalało. Sam nie
wiedział, dlaczego tak postępuję. Chciał już od dawna pozbyć się tego
uciążliwego stanu.
- Czy coś się stało, Mac? – zapytał Sid w ostatniej chwili. Taylor
obrócił się na pięcie i wzruszył ramionami, wypuszczając powietrze z
płuc.
- To, co się ciągnie już rok – rzekł z bólem, serdecznie miał już dość,
ale nie potrafił z tym skończyć. Patolog tylko krzywo się uśmiechnął i z
powrotem wrócił do badania denata.
* * *
Stała przed szafą w swojej sypialni myśląc, jaki zestaw wybrać dziś do
pracy. Jako prokurator bardzo skupiała uwagę na swój wygląd, chciała
wyglądać na poważną z wdziękiem i odrobiną kobiecości. Do jej oczów
rzuciły się czarne szpilki na lekkiej platformie z przodu, które leżały
na samym dole mebla. Schyliła się po nie wyciągając je z pudełka, kładąc
koło łóżka. Z wieszaka ściągnęła białą elegancką bluzkę z okrągłym
dekoltem, z szafki obok wyciągnęła czarną spódnicę, która sięgała jej do
przed kolan i dopełnieniem tego wszystkiego była damska marynarka. W
ciągu dziesięciu minut była już ubrana, tylko czekał na nią lekki
makijaż, który zakończy przygotowania do wyjścia. Efekt końcowy był
zniewalający. Uśmiechnięta stała przed lustrem wpatrując się w swoją
osobę. Omiotła się jeszcze parę razy wzrokiem i ruszyła w stronę drzwi
wejściowych, po drodze zabierając swoją aktówkę i kluczyki do samochodu,
które leżały na stole w kuchni. Z piskiem opon ruszyła z parkingu w
stronę sądu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz