Postanowiłam napisać.. znów, częściówkę, którą mam obmyśloną i mam nadzieje dotrwa do końca.
Dedykacja należy się do Meli! :* Dzięki za nasunięcie szczególiku, a potem to się rozrosło, wielkie dzięki!
Well. have fun guys!
- Co się stało? – zapytała wstając z kanapy patrząc w stronę
korytarza przedpokoju. Obserwowała, jak ściąga z siebie płaszcz i
zawiesza go na wieszak w szafie, potem rozpina kilka guzików koszuli, a w
prawej dłoni trzyma zwiniętą w rulonik gazetę. Był definitywnie
wściekły. – Słyszałeś mnie?! – ponowiła pytanie tym razem z głośniejszym
tonem. Nie usłyszała odpowiedzi, podszedł tylko do niej i podał
zwiniętą gazetę.
– Czytaj – wskazał na pierwszą stronę.
– Nie rozumiem – powiedziała lekko zmieszana, ale potem rzucił jej się w oczy wytłuszczony druk.
Sprawa Michela Keys’ego umorzona, dowody zebrane przez nowojorską policję nie wystarczyły, aby sąd skazał Keys’ego.
Stella za bardzo nie rozumiała, o co chodzi. Domyślała się, że tak
będzie. Zaczęła czytać dalej. Swoim wzrokiem napotkała małą fotografię i
podpis.
Nie tylko sprawa Michela Keys’ego jest ciekawa. Detektywi
prowadzący tą sprawę, są dobrze ze sobą związani. Jak donoszą źródła, po
wielu latach przyjaźni w końcu są razem. Wyżej fotografia potwierdza
wszelkie wątpliwości. Para przed sądem ukradła sobie buziaka.
- I co z tego? – spytała podnosząc głowę z nad tekstu. – Przecież wiesz, że oni zawsze szukają dobrego tematu..
– Sinclair – syknął Taylor. – Jest nie mniej wściekły niż ja, za
to, że nie powiedzieliśmy mu osobiście o naszym związku – dokończył
rzucając marynarką o kanapę. – Musiałem słuchać dwugodzinnego wykładu!
– Mieliśmy mu powiedzieć jutro – odpowiedziała ze spokojem.
– Rozważa, czy nas nie zwolnić – powiedział jej wprost.
– Przecież to nie nasza wina, gdyby nie prasa.
Mac spojrzał na nią i zawrócił w stronę sypialni.
– Więc teraz się będziesz na mnie wyżywał? – krzyknęła za nim,
zamiast odezwu usłyszała zamknięcie drzwi od łazienki. – Świetnie –
wycedziła przez zęby.
Zegar wskazywał 6:17, przewróciła się na drugi bok i ziewnęła. Tydzień
temu wróciła do swojego mieszkania, stwierdzając że tak będzie o wiele
lepiej, niż zderzać się codziennie z nim i kłócić się o ten sam powód.
Rozumiała go, ale cały czas tłumaczyła, że to nie ich wina. Nic nie
podziałało. Budzik zaczął dzwonić. Przeciągnęła się jak kot po czym
szybko zeskoczyła z łóżka. Od razu tego pożałowała. Zakręciło jej się w
głowie i zrobiło dziwnie nie dobrze.
- O Boże.. – wyszeptała przykładając dłoń do ust. Z wrażenia usiadła, z
powrotem na materac łóżka oddychając głęboko. Po kilku minutach
dolegliwości zmniejszyły się, i mogła spokojnie udać się do kuchni. Jak,
co rano włączyła ekspres do kawy i postawiła swój ulubiony kubek na
blacie kuchennym, pewna siebie ruszyła w stronę łazienki po drodze
zabierając ubrania przygotowane dzień wcześniej. Wychodząc z
pomieszczenia poczuła aromat świeżo parzonej kawy rozchodzący się po
całym mieszkaniu, gdy doszedł do jej zmysłu węchu od razu poczuła
ponowne mdłości. O nie, nie.. – pomyślała przykładając palce do
nosa, aby oszczędzić sobie tej męczarni. Żywym krokiem ruszyła do
kuchni, aby wyłączyć urządzenie i wylać do zlewu zawartość, która
doprowadzała ją do odruchu wymiotnego. Zamiast życiodajnego napoju
postawiła dziś na zieloną mocną herbatę. Miała nadzieję, że choć
odrobinę postawi ją na nogi. W między czasie rozmyślała, co mogłoby być
przyczyną tych cholernych dolegliwości. Ciągnęły się już od pięciu dni,
ale zawsze one pojawiały się wieczorami i szybko mijały. Raz zakręciło
się w głowie, a potem doszły te nudności. Ciągle myśląc uderzył ją jeden
fakt. Mój okres.. kiedy, ja go ostatnio miałam? – zapytała się
sama siebie. Jak poparzona wystrzeliła do swojej sypialni, a dokładniej
do komody, w której trzyma swoje rzeczy. Z drżącymi dłońmi zaczęła
szukać notesu, w którym znajdował się kalendarz, gdzie zapisywała daty.
- Okej.. dziś jest czternastego października – powiedziała przewracając
kartki, gdy znalazła się na właściwym miejscu, zaczęła liczyć dni w tył.
- Trzy tygodnie.. – wyszeptała odkładając rzecz na drewnianą
powiechrznie. – Nie, tylko nie to, nie w tym momencie – rzekła po
chwili. Jak mogłam nie zauważyć, że aż tyle mi się spóźnia?! –
prawie krzyczała na siebie w myślach. Na nic nie czekała, chwyciła
telefon do ręki, szybko przejrzała listę kontaktów i wreszcie natrafiła
na odpowiedni. Jej koleżanka Maura – ginekolog. Chwilę zapatrzyła się na
literki w komórce, ocknąwszy się nacisnęła na panelu dotykowym zieloną
słuchawkę i przyłożyła do ucha. Jeden sygnał, dwa, trzy.. iii..
- Halo? – usyszała do drugiej stronie Stella.
- Cześć, Maura – kobieta od razu rozpoznała głos greczynki.
- Hej, czy coś się stało? – zapytała zdziwiona jej telefonem.
- Można tak powiedzieć – zająkała. – Masz teraz czas, potrzebuję ciebie,
a raczej badania – dokończyła wypuszczając z siebie powietrze.
- Jesteś chora?
- Raczej, chyba jestem w ciąży – powiedziała Stella wibijając wzrok w przestrzeń przed sobą.
Była umówiona na ósmą, więc nie było mowy, aby stawiła się o tej godzinie w pracy. Na nieszczęście musiała zadzwonić do Mac’ka.
- Taylor.
- Cześć – powiedziała szybko.
- Hej – odpowiedział zaszokowany. – Coś się stało?
Taak, chyba będziesz ojcem! – miała chęć to wykrzyczeć, ale chciała poczekać, do tego momentu kiedy będzie pewna na sto procent.
- Tak, muszę coś załatwić, więc spóźnię się do pracy.
- Coś poważnego? – zapytał.
- Powiem ci później – odpowiedziała bez namysłu. – Muszę kończyć, do zobaczenia.
Tbc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz