niedziela, 12 maja 2013

Rozdział I

Postanowiłam napisać.. znów, częściówkę, którą mam obmyśloną i mam nadzieje dotrwa do końca. ;)
Dedykacja należy się do Meli! :* Dzięki za nasunięcie szczególiku, a potem to się rozrosło, wielkie dzięki! :D
Well. have fun guys! :)

- Co się stało? – zapytała wstając z kanapy patrząc w stronę korytarza przedpokoju. Obserwowała, jak ściąga z siebie płaszcz i zawiesza go na wieszak w szafie, potem rozpina kilka guzików koszuli, a w prawej dłoni trzyma zwiniętą w rulonik gazetę. Był definitywnie wściekły. – Słyszałeś mnie?! – ponowiła pytanie tym razem z głośniejszym tonem. Nie usłyszała odpowiedzi, podszedł tylko do niej i podał zwiniętą gazetę.
– Czytaj – wskazał na pierwszą stronę.
– Nie rozumiem – powiedziała lekko zmieszana, ale potem rzucił jej się w oczy wytłuszczony druk.
Sprawa Michela Keys’ego umorzona, dowody zebrane przez nowojorską policję nie wystarczyły, aby sąd skazał Keys’ego.
Stella za bardzo nie rozumiała, o co chodzi. Domyślała się, że tak będzie. Zaczęła czytać dalej. Swoim wzrokiem napotkała małą fotografię i podpis.
Nie tylko sprawa Michela Keys’ego jest ciekawa. Detektywi prowadzący tą sprawę, są dobrze ze sobą związani. Jak donoszą źródła, po wielu latach przyjaźni w końcu są razem. Wyżej fotografia potwierdza wszelkie wątpliwości. Para przed sądem ukradła sobie buziaka.
- I co z tego? – spytała podnosząc głowę z nad tekstu. – Przecież wiesz, że oni zawsze szukają dobrego tematu..
– Sinclair – syknął Taylor. – Jest nie mniej wściekły niż ja, za to, że nie powiedzieliśmy mu osobiście o naszym związku – dokończył rzucając marynarką o kanapę. – Musiałem słuchać dwugodzinnego wykładu!
– Mieliśmy mu powiedzieć jutro – odpowiedziała ze spokojem.
– Rozważa, czy nas nie zwolnić – powiedział jej wprost.
– Przecież to nie nasza wina, gdyby nie prasa.
Mac spojrzał na nią i zawrócił w stronę sypialni.
– Więc teraz się będziesz na mnie wyżywał? – krzyknęła za nim, zamiast odezwu usłyszała zamknięcie drzwi od łazienki. – Świetnie – wycedziła przez zęby.
Zegar wskazywał 6:17, przewróciła się na drugi bok i ziewnęła. Tydzień temu wróciła do swojego mieszkania, stwierdzając że tak będzie o wiele lepiej, niż zderzać się codziennie z nim i kłócić się o ten sam powód. Rozumiała go, ale cały czas tłumaczyła, że to nie ich wina. Nic nie podziałało. Budzik zaczął dzwonić. Przeciągnęła się jak kot po czym szybko zeskoczyła z łóżka. Od razu tego pożałowała. Zakręciło jej się w głowie i zrobiło dziwnie nie dobrze.
- O Boże.. – wyszeptała przykładając dłoń do ust. Z wrażenia usiadła, z powrotem na materac łóżka oddychając głęboko. Po kilku minutach dolegliwości zmniejszyły się, i mogła spokojnie udać się do kuchni. Jak, co rano włączyła ekspres do kawy i postawiła swój ulubiony kubek na blacie kuchennym, pewna siebie ruszyła w stronę łazienki po drodze zabierając ubrania przygotowane dzień wcześniej. Wychodząc z pomieszczenia poczuła aromat świeżo parzonej kawy rozchodzący się po całym mieszkaniu, gdy doszedł do jej zmysłu węchu od razu poczuła ponowne mdłości. O nie, nie.. – pomyślała przykładając palce do nosa, aby oszczędzić sobie tej męczarni. Żywym krokiem ruszyła do kuchni, aby wyłączyć urządzenie i wylać do zlewu zawartość, która doprowadzała ją do odruchu wymiotnego. Zamiast życiodajnego napoju postawiła dziś na zieloną mocną herbatę. Miała nadzieję, że choć odrobinę postawi ją na nogi. W między czasie rozmyślała, co mogłoby być przyczyną tych cholernych dolegliwości. Ciągnęły się już od pięciu dni, ale zawsze one pojawiały się wieczorami i szybko mijały. Raz zakręciło się w głowie, a potem doszły te nudności. Ciągle myśląc uderzył ją jeden fakt. Mój okres.. kiedy, ja go ostatnio miałam? – zapytała się sama siebie. Jak poparzona wystrzeliła do swojej sypialni, a dokładniej do komody, w której trzyma swoje rzeczy. Z drżącymi dłońmi zaczęła szukać notesu, w którym znajdował się kalendarz, gdzie zapisywała daty.
- Okej.. dziś jest czternastego października – powiedziała przewracając kartki, gdy znalazła się na właściwym miejscu, zaczęła liczyć dni w tył.
- Trzy tygodnie.. – wyszeptała odkładając rzecz na drewnianą powiechrznie. – Nie, tylko nie to, nie w tym momencie – rzekła po chwili. Jak mogłam nie zauważyć, że aż tyle mi się spóźnia?! – prawie krzyczała na siebie w myślach. Na nic nie czekała, chwyciła telefon do ręki, szybko przejrzała listę kontaktów i wreszcie natrafiła na odpowiedni. Jej koleżanka Maura – ginekolog. Chwilę zapatrzyła się na literki w komórce, ocknąwszy się nacisnęła na panelu dotykowym zieloną słuchawkę i przyłożyła do ucha. Jeden sygnał, dwa, trzy.. iii..
- Halo? – usyszała do drugiej stronie Stella.
- Cześć, Maura – kobieta od razu rozpoznała głos greczynki.
- Hej, czy coś się stało? – zapytała zdziwiona jej telefonem.
- Można tak powiedzieć – zająkała. – Masz teraz czas, potrzebuję ciebie, a raczej badania – dokończyła wypuszczając z siebie powietrze.
- Jesteś chora?
- Raczej, chyba jestem w ciąży – powiedziała Stella wibijając wzrok w przestrzeń przed sobą.
Była umówiona na ósmą, więc nie było mowy, aby stawiła się o tej godzinie w pracy. Na nieszczęście musiała zadzwonić do Mac’ka.
- Taylor.
- Cześć – powiedziała szybko.
- Hej – odpowiedział zaszokowany. – Coś się stało?
Taak, chyba będziesz ojcem! – miała chęć to wykrzyczeć, ale chciała poczekać, do tego momentu kiedy będzie pewna na sto procent.
- Tak, muszę coś załatwić, więc spóźnię się do pracy.
- Coś poważnego? – zapytał.
- Powiem ci później – odpowiedziała bez namysłu. – Muszę kończyć, do zobaczenia.

Tbc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz