Have fun!
x x x
Z każdym dniem, tygodniem, a nawet godziną oswajał
się z myślą, że za niedługo zostanie ojcem. Ta perspektywa nieco go
przerażała, ale obiecał sobie, i nie tylko sobie, że da radę. Marzył o
dziecku, o wiele wcześniej kiedy żyła jeszcze Clarie. Mieli takie plany,
ale zawsze odkładali je na później. Jej praca pochłaniała czas, a
laboratorium kryminalistyczne nabierało zawrotnych biegów. W końcu
przyszedł dzień, 11 września. Stracił ją bezpowrotnie.Teraz w jego życiu
jest kobieta, najważniejsza na świecie, która nosi ich dziecko.
Od godziny patrzył na jej śpiącą twarz, była taka spokojna i pełna radości. Bardzo dobrze wiedział, jak bardzo chciała mieć pełną rodzinę. Przecież nigdy jej nie miała. Jako dwulatka została osierocona przez matkę, a ojca nie zna do dziś.
- Przyglądasz się – mruknęła owijając swoje ramiona kołdrą.
- Nie prawda – odpowiedział z powagą, ale i tak miała rację, zawsze ma.
- Czyżby? – otworzyła delikatnie lewą powiekę zerkając na mężczyznę.
- Okej – powiedział siadając na środku. – Za to, że patrzę na ciebie idę zrobić śniadanie – wstał ubierając spodnie dresowe. – Masz na coś specjalnego ochotę?
Stella leniwie rozciągnęła się na materacu, klepiąc dłońmi o pościel. Od bardzo dawna tak dobrze nie spała, przez ciąże miewała dużo bezsennych nocek. Gdy przekroczyła czternasty tydzień, powoli i żmudnie zaczynało wszystko wracać do normy – póki co.
- Liczę na niespodziankę – usiadła kładąc rękę na dość sporym już brzuszku. – Jesteśmy głodne – od czasu pogodzenia, za każdym razem gdy mówiła o dziecku, zawsze zaznaczała płeć żeńską. Mac tylko parsknął śmiechem.
- Chyba ty i mój mały junior – wypowiedział te słowa z nieudawaną powagą, po czym skierował swe kroki do kuchni. Od dłuższego czasu nie miał tak powolnego, nudnego i kochającego dnia, nigdy nie wierzył, że oni pracoholicy z natury kiedykolwiek wezmą wolne od pracy. Ten dzień przyszedł, i to już nie pierwszy raz. Z tego powodu był szczerze zadowolony. Wracając z tacą został całe łóżko w nie małym bałaganie, a ona sama była zajęta kartkowaniem kalendarza. Wyglądała uroczo, plus te okularki do czytania na jej nosie. Mac tylko spojrzał na nią z politowaniem, pokręcił głową aż w końcu odchrząknął znacząco. Na dźwięk odgłosu greczynka błyskawicznie skupiła swoje zielonookie spojrzenie na mężczyznę, który stał z bezradną miną.
- Och! – skrzywiła usta. – Przepraszam – zaczęła szybko uporządkowywać książki i czasopisma porozrzucane na pościeli.
- Przyzwyczaiłem się – rzekł ze spokojem, stawiając tacę między nimi.
- Wygląda bardzo smakowicie – omiotła spojrzeniem zawartość śniadania.
- Specjalnie dla ciebie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy – podał jej szklankę, pomagając odłożyć gruby kalendarz na szafeczkę nocną.
- Dziękuję – wypowiedziała z zadowoleniem. Jedli w milczeniu, ale niekiedy wymieniali pojedyncze zdania. Po skończeniu posiłku, Mac powolnym krokiem zmierzał do łazienki. Jak, co dzień o tej samej godzinie wychodził biegać, aby w minimalnym stopniu utrzymać swoją kondycję, która jest potrzebna do ścigania podejrzanych.
- Mac – zawołała wstając i ubierając szlafrok na siebie.
- Tak? – wyjrzał zza drzwi.
- Dziś mam kontrolne USG, osiemnasty tydzień i takie tam.. jedziesz ze mną? – zapytała zawiązując supeł. – Może dziś dowiemy się, kto taki właściwie we mnie siedzi? – zaśmiała się kładąc obie dłonie na samym wierzchu brzucha. Taylor chwilę ją obserwował z radością w oczach, za każdym razem gdy na nią patrzył napawała go duma. Codziennie dziękował Bogu, że dał mu szansę na ojcostwo, można by rzec, że w ostatniej chwili. Ocknąwszy się z zamyśleń napotkał krzywą minę greczynki, a po chwili na jej twarzy zawitała ogromna uciecha.
- Mac – powiedziała głaszcząc wypuklenie. – Dziecko kopnęło – poczuła następne drapnięcie rączką, a potem nóżką.
- Naprawdę? – zapytał zaszokowany.
- Jak najbardziej – wzięła jego dłoń i nakierowała na ruchy ich małego cudu. Jak na zawołanie kopnęło jeszcze raz, tylko z większą siłą, które dało we znaki.
- Auć – jęknęła, ale z jej ust nie schodził uśmiech. – Chyba wie, że to tatuś – poklepała go po ramieniu. – Więc jedziesz ze mną na kontrolę? – spytała po chwili.
- Nie mógłbym przegapić – oświadczył ciągle szukając kopnięć.
* * *
Na miejscu byli przed czasem, więc mogli sobie pozwolić na mały spacer po parczku szpitalnym.
- Mac? – zapytała niepewnie.
- Tak? – swoją uwagę skupił na jej twarzy, nadal trzymając ją jedną ręką w talii.
- Kocham cię – powiedziała przeciągle.
- Ja ciebie też – odpowiedział. – Czy coś zrobiłem?
- Nie – usłyszał jej śmiech. – Tylko chce się upewnić – palnęła. – No wiesz, że na razie nam to wystarcza.
Mac przystanął na chwilę, bacznie ją obserwując.
- Do czego zmierzasz? – wziął jej dłonie w swoje. – Wiesz, że bym cię nie zostawił – rzekł. – Nie zostawił bym was – poprawił po chwili.
- To dobrze – spuściła wzrok. – Bo wiesz, że nie przepadam za zabawą w przygotowania ślubne.
- Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie zostaniesz moją żoną?
- Nie-ee – zaśmiała się. – Ale myślę, że to nie czas, bynajmniej nie czuję na razie potrzeby, za dużo razem przeżyliśmy, aby jakiś świstek papieru udowodnił nam, że bez niego nie damy rady.
- Z świstkiem, czy bez i tak jestem szczęśliwy – przysunął się bliżej niej i złożył na jej wargach mały pocałunek, który dał gwarancję.
- To chyba przez te hormony – skwitowała ciągnąc go w stronę drzwi do szpitala.
* * *
- Jesteście gotowi? – zapytała Maura, uważnie przypatrując się w przyszłych rodziców.
- Lepiej być już nie można – powiedziała Stella zerkając na Maca, który w tym momencie splótł swoją dłoń z jej.
- Dobra, więc zobaczmy czy to chłopiec, czy dziewczynka – stwierdziła kładąc sondę na brzuch, szukając płodu. Po jakmiś czasie na monitorze wyskoczył czarno-biały obraz, na którym można było dostrzec wizerunek dziecka.
- Ruchliwa ta wasza pociecha – powiedziała lekarka starając się złapać odpowiednie ujęcie.
- Wiemy – odpowiedzieli jednocześnie spoglądając na siebie.
- Gratulacje – prawie krzyknęła. – To jest dziewczynka.
- Wiedziałam – pisnęła z radością Stella, która starła ukryć łzy.
- Ostatnio przeczuwałem, że mam marne szanse – powiedział Mac, ściskając jej dłoń w geście radości.
* * *
- Marzę o gorącej kąpieli i pójściu spać – jęknęła Stella przekraczając próg drzwi, rzucając klucze od mieszkania na komodę w przedpokoju.
- Jest dopiero po dziewiętnastej – zauważył Taylor odwieszając swój płaszcz do szafy wnękowej.
- Jesteś zły? – zapytała.
- Ja? Czemu miałbym być zły? – odwrócił się rozluźniając guziki na nadgarstkach koszuli.
- Wiem, jak ci zależało na chłopcu.
- Stella.. – podszedł do niej obejmując ją w talii, spoglądając głęboko w oczy. – Dla mnie nie jest ważna płeć, ważne jest dla mnie, czy dziecko jest zdrowe, i czy ty dobrze się czujesz – wytłumaczył. – Każdemu mężczyźnie zależy na synie, z którym będzie mógł się fascynować samochodami.
- Więc..
- Więc obiecuję już dziś, że będę jedynym facetem w jej życiu – położył swoją dłoń na dobrze znanym już miejscu.
- Mówisz, jak Messer – oświadczyła z błyskiem w oku.
- Dzięki – odpowiedział, całując ją w policzek.
- A nie ma, za co – oderwała się od niego, idąc w stronę sypialni. – I tak cię kocham – krzyknęła z pokoju.
- Dobre i to - pomyślał z rozbawieniem.
TBC.
Od godziny patrzył na jej śpiącą twarz, była taka spokojna i pełna radości. Bardzo dobrze wiedział, jak bardzo chciała mieć pełną rodzinę. Przecież nigdy jej nie miała. Jako dwulatka została osierocona przez matkę, a ojca nie zna do dziś.
- Przyglądasz się – mruknęła owijając swoje ramiona kołdrą.
- Nie prawda – odpowiedział z powagą, ale i tak miała rację, zawsze ma.
- Czyżby? – otworzyła delikatnie lewą powiekę zerkając na mężczyznę.
- Okej – powiedział siadając na środku. – Za to, że patrzę na ciebie idę zrobić śniadanie – wstał ubierając spodnie dresowe. – Masz na coś specjalnego ochotę?
Stella leniwie rozciągnęła się na materacu, klepiąc dłońmi o pościel. Od bardzo dawna tak dobrze nie spała, przez ciąże miewała dużo bezsennych nocek. Gdy przekroczyła czternasty tydzień, powoli i żmudnie zaczynało wszystko wracać do normy – póki co.
- Liczę na niespodziankę – usiadła kładąc rękę na dość sporym już brzuszku. – Jesteśmy głodne – od czasu pogodzenia, za każdym razem gdy mówiła o dziecku, zawsze zaznaczała płeć żeńską. Mac tylko parsknął śmiechem.
- Chyba ty i mój mały junior – wypowiedział te słowa z nieudawaną powagą, po czym skierował swe kroki do kuchni. Od dłuższego czasu nie miał tak powolnego, nudnego i kochającego dnia, nigdy nie wierzył, że oni pracoholicy z natury kiedykolwiek wezmą wolne od pracy. Ten dzień przyszedł, i to już nie pierwszy raz. Z tego powodu był szczerze zadowolony. Wracając z tacą został całe łóżko w nie małym bałaganie, a ona sama była zajęta kartkowaniem kalendarza. Wyglądała uroczo, plus te okularki do czytania na jej nosie. Mac tylko spojrzał na nią z politowaniem, pokręcił głową aż w końcu odchrząknął znacząco. Na dźwięk odgłosu greczynka błyskawicznie skupiła swoje zielonookie spojrzenie na mężczyznę, który stał z bezradną miną.
- Och! – skrzywiła usta. – Przepraszam – zaczęła szybko uporządkowywać książki i czasopisma porozrzucane na pościeli.
- Przyzwyczaiłem się – rzekł ze spokojem, stawiając tacę między nimi.
- Wygląda bardzo smakowicie – omiotła spojrzeniem zawartość śniadania.
- Specjalnie dla ciebie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy – podał jej szklankę, pomagając odłożyć gruby kalendarz na szafeczkę nocną.
- Dziękuję – wypowiedziała z zadowoleniem. Jedli w milczeniu, ale niekiedy wymieniali pojedyncze zdania. Po skończeniu posiłku, Mac powolnym krokiem zmierzał do łazienki. Jak, co dzień o tej samej godzinie wychodził biegać, aby w minimalnym stopniu utrzymać swoją kondycję, która jest potrzebna do ścigania podejrzanych.
- Mac – zawołała wstając i ubierając szlafrok na siebie.
- Tak? – wyjrzał zza drzwi.
- Dziś mam kontrolne USG, osiemnasty tydzień i takie tam.. jedziesz ze mną? – zapytała zawiązując supeł. – Może dziś dowiemy się, kto taki właściwie we mnie siedzi? – zaśmiała się kładąc obie dłonie na samym wierzchu brzucha. Taylor chwilę ją obserwował z radością w oczach, za każdym razem gdy na nią patrzył napawała go duma. Codziennie dziękował Bogu, że dał mu szansę na ojcostwo, można by rzec, że w ostatniej chwili. Ocknąwszy się z zamyśleń napotkał krzywą minę greczynki, a po chwili na jej twarzy zawitała ogromna uciecha.
- Mac – powiedziała głaszcząc wypuklenie. – Dziecko kopnęło – poczuła następne drapnięcie rączką, a potem nóżką.
- Naprawdę? – zapytał zaszokowany.
- Jak najbardziej – wzięła jego dłoń i nakierowała na ruchy ich małego cudu. Jak na zawołanie kopnęło jeszcze raz, tylko z większą siłą, które dało we znaki.
- Auć – jęknęła, ale z jej ust nie schodził uśmiech. – Chyba wie, że to tatuś – poklepała go po ramieniu. – Więc jedziesz ze mną na kontrolę? – spytała po chwili.
- Nie mógłbym przegapić – oświadczył ciągle szukając kopnięć.
* * *
Na miejscu byli przed czasem, więc mogli sobie pozwolić na mały spacer po parczku szpitalnym.
- Mac? – zapytała niepewnie.
- Tak? – swoją uwagę skupił na jej twarzy, nadal trzymając ją jedną ręką w talii.
- Kocham cię – powiedziała przeciągle.
- Ja ciebie też – odpowiedział. – Czy coś zrobiłem?
- Nie – usłyszał jej śmiech. – Tylko chce się upewnić – palnęła. – No wiesz, że na razie nam to wystarcza.
Mac przystanął na chwilę, bacznie ją obserwując.
- Do czego zmierzasz? – wziął jej dłonie w swoje. – Wiesz, że bym cię nie zostawił – rzekł. – Nie zostawił bym was – poprawił po chwili.
- To dobrze – spuściła wzrok. – Bo wiesz, że nie przepadam za zabawą w przygotowania ślubne.
- Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie zostaniesz moją żoną?
- Nie-ee – zaśmiała się. – Ale myślę, że to nie czas, bynajmniej nie czuję na razie potrzeby, za dużo razem przeżyliśmy, aby jakiś świstek papieru udowodnił nam, że bez niego nie damy rady.
- Z świstkiem, czy bez i tak jestem szczęśliwy – przysunął się bliżej niej i złożył na jej wargach mały pocałunek, który dał gwarancję.
- To chyba przez te hormony – skwitowała ciągnąc go w stronę drzwi do szpitala.
* * *
- Jesteście gotowi? – zapytała Maura, uważnie przypatrując się w przyszłych rodziców.
- Lepiej być już nie można – powiedziała Stella zerkając na Maca, który w tym momencie splótł swoją dłoń z jej.
- Dobra, więc zobaczmy czy to chłopiec, czy dziewczynka – stwierdziła kładąc sondę na brzuch, szukając płodu. Po jakmiś czasie na monitorze wyskoczył czarno-biały obraz, na którym można było dostrzec wizerunek dziecka.
- Ruchliwa ta wasza pociecha – powiedziała lekarka starając się złapać odpowiednie ujęcie.
- Wiemy – odpowiedzieli jednocześnie spoglądając na siebie.
- Gratulacje – prawie krzyknęła. – To jest dziewczynka.
- Wiedziałam – pisnęła z radością Stella, która starła ukryć łzy.
- Ostatnio przeczuwałem, że mam marne szanse – powiedział Mac, ściskając jej dłoń w geście radości.
* * *
- Marzę o gorącej kąpieli i pójściu spać – jęknęła Stella przekraczając próg drzwi, rzucając klucze od mieszkania na komodę w przedpokoju.
- Jest dopiero po dziewiętnastej – zauważył Taylor odwieszając swój płaszcz do szafy wnękowej.
- Jesteś zły? – zapytała.
- Ja? Czemu miałbym być zły? – odwrócił się rozluźniając guziki na nadgarstkach koszuli.
- Wiem, jak ci zależało na chłopcu.
- Stella.. – podszedł do niej obejmując ją w talii, spoglądając głęboko w oczy. – Dla mnie nie jest ważna płeć, ważne jest dla mnie, czy dziecko jest zdrowe, i czy ty dobrze się czujesz – wytłumaczył. – Każdemu mężczyźnie zależy na synie, z którym będzie mógł się fascynować samochodami.
- Więc..
- Więc obiecuję już dziś, że będę jedynym facetem w jej życiu – położył swoją dłoń na dobrze znanym już miejscu.
- Mówisz, jak Messer – oświadczyła z błyskiem w oku.
- Dzięki – odpowiedział, całując ją w policzek.
- A nie ma, za co – oderwała się od niego, idąc w stronę sypialni. – I tak cię kocham – krzyknęła z pokoju.
- Dobre i to - pomyślał z rozbawieniem.
Niezmiernie się cieszę, że Mac tak poważnie podchodzi do ojcostwa. Niejeden flejtuch uciekłby już w popłochu.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać przyjścia dziecka na świat.
Czekam na dalszy ciąg ;-)
PS. Wiedziałam! Wiedziałam, że to będzie dziewczynka!
A kogo pytałam się na religii, jaka płeć ma być? :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, zbieram się powolutku do części 6! :D Jak mi się wróci z wyjazdu, to wezmę się za to!
25 yrs old Librarian Rycca Shimwell, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like Doppelganger and Mountain biking. Took a trip to Shark Bay and drives a Ferrari 250 LWB California Spider Competizione. spojrz na to teraz
OdpowiedzUsuń