Szła korytarzem w stronę gabinetu Taylor'a. Dochodząc do celu została go wychodzącego z pomieszczenia i gotowego do wyjścia.
- Macie jakiś trop? - zapytała nudnawo, patrząc uważnie w jego oczy.
- Tak, właśnie jadę z Dannym po podejrzanego - odpowiedział nakładając na siebie płaszcz.
- Mogę jechać z wami? - spytała błagalnie. Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas, świadczący o bezradności.
- Stella.. - zaczął delikatnie, jak mógł.
- Tak, wiem, wiem nie mogę - przewróciła oczami i założyła ręce na piersi już troszeczkę trudniej niż za zwykle. Brzuszek stawał się być coraz to większy.
- Przepraszam - powiedział jej, przysuwając się nieznacznie.
- Okej, jedź - machnęła ręką. - Nie będę ciebie zatrzymywać - na twarzy pojawił się mały uśmiech. - Ja się grzecznie ponudzę - rzekła, lekko wzdychając.
- Miłej zabawy - pocałował ją w policzek i szybkim krokiem skierował się do windy, w której natychmiastowo zniknął.
'Miłej zabawy' pomyślała z ironią. 'Co to ma być, do cholery?!'
Z nie małą złością podreptała do pokoju socjalnego w laboratorium, gdzie można było spokojnie coś zjeść bądź napić się kawy. Od początku ciąży kawa była dla niej totalną abstrakcją. Gdy wyczuwała ten zapach, migiem pojawiał się odruch wymiotny. Nienawidziła tego, ale nic nie mogła na to poradzić. To były siły natury, z którymi nie dało się wygrać.
Zrobiwszy herbatę, usiadła przy stoliku wpatrując się w każde pomieszczenie laboratorium. Każdy pracownik był zajęty, na wszystkich twarzach panowały skupienia i mobilizacja. Tęskniła za tym, cholernie. Od niechcenia upiła łyk napoju, po czym oparła swoje plecy na oparciu krzesła, kładąc obie dłonie na sam szczyt brzucha, czule głaszcząc powierzchnie.
- No i widzisz, co zrobiłaś z mamusią? - spytała przyciszonym głosem, w odpowiedzi dostała łagodnego kopniaka. - Mam rozumieć, że chyba mnie rozumiesz? - musnęła palcami po obszarze niedawnego ruchu dziecka.
Niepostrzeżenie do sali weszła Lindsay wyrywając Stellę z zamyślenia.
- O, hej - rzuciła na powitanie greczynka, zwracając uwagę na przyjaciółkę. - Przepraszam, nie zauważyłam ciebie - dodała po chwili, wygodniej usadawiając się na siedzeniu.
- Nic się nie stało - odpowiedziała nastawiając ekspres do kawy.
- Och nie, tylko nie to - jęknęła wyczuwając zapach sypkiej substancji.
- Ouch, zapomniałam - blondynka złapała za kubek przykrywając go dłonią.
- Dzięki - odetchnęła z ulgą.
- Też to przeżywałam - na samo wspomnienie, na twarzy pani Messer pojawił się drobny grymas. - A teraz Lucy już nie może się doczekać, kiedy zobaczy swoją pierwszą kuzynkę - zachichotała. - A właśnie, jak wiecie, że to dziewczynka macie już z Mac'kiem jakieś pomysły dotyczące imienia?
- Powoli się zastanawiamy, a raczej ja, bo całymi dniami nie mam, co robić, a Mac jest zabiegany - w przerwie między słowami łyknęła już ostudzoną herbatę.
- Więc..? - ciągnęła młodsza detektyw.
- Zastanawiam się nad imieniem Rose, myślę że idealnie by pasowało.
- Też tak uważam - rzuciła w odpowiedzi. - Ale radzę skonsultuj to z drugą połówką, póki nie jest za późno, bo jak pamiętasz Danny upierał się przy imieniu Lidlya?
- Nie musisz mówić - pokręciła głową ze śmiechem. - Dobrze pamiętam pewność Messer'a, kiedy cały czas łudził się swoją nadzieją na chłopca.
- Do dziś mam tą książkę z imionami wyłącznie dla chłopców - Lindsay podeszła do niej i usiadła na przeciw Stelli, odkładając na bok tablet z wynikami badań.
- Pora lunchowa? - zagadnęła greczynka kończąc zimny napar.
- Tak - odpowiedziała. - Chwila odetchnienia.
- Szczerze mówią zamieniłabym się z tobą, jeśli mogłabym, ale raczej nie jest to możliwe - jęknęła patrząc na zawziętą pracę techników laboratoryjnych. Lindsay podążyła jej wzrokiem. - Wiesz, jak mi tego brakuję? - rzuciła pytanie retoryczne, towarzyszka nie musiała odpowiadać, wiedziała iż taki tryb życia nieodpowiada Stelli.
* * *
W domu była już przed osiemnastą, ze znużeniem krzątała się po mieszkaniu próbując choć odrobinę zabić nudę, która ostatnim czasem nie chciała ją opuścić. Nawet małe sprzątanie zbytnio nie rozchmurzyło jej nudy, po zastanowieniu wylądowała przed lodówką. Zestaw, który wybrała był diametralny; kiszone ogórki, czekolada do kanapek i sok jabłkowy. Z takim zapasem powędrował do salonu, włączając telewizor siadając na kanapę. Mac miał dopiero wrócić przed dwudziestą, obiecał jej, że zacznie do domu wracać wcześniej. Bo jeśli ona, ma ograniczanie w pracy, to on musi zmniejszyć godziny przebywania w laboratorium. Samotne czekanie nie było jej hobbym.
* * *
Po drodze do domu zajechał po ulubione kwiaty Stelli i czekoladki, za które mogłaby umrzeć. W kieszenie, w malutki pudełeczku czekał pierścionek z wygrawerowanym napisem 'All I need is you' . Miał świadomość, że nie była fanką hucznych uroczystości i przygotowań do ślubu. Ale tym gestem chciał pokazać jej, jak bardzo mu zależy na niej i ich dziecku. Również pragnął stworzyć równowagę w związku, żeby wiedziała na czym stoi. Nie musieli się spieszyć, ale zamierzał mieć pewność, iż będą na dobre i na złe. Co by się nie stało, będzie przy niej. Z lekkim zdenerwowaniem otworzył drzwi do mieszkania. Wchodząc głębiej usłyszał cichy dźwięk włączonego telewizora, który dochodził z salonu. Klucze odłożył na wysokiej drewnianej komodzie, a swój płaszcz odwiesił do szafy, ale zanim zamknął drzwiczki zabrał skarb z wewnętrznej kieszeni, chowając go do spodni. W jednej dłoni trzymał bukiet czerwonych róż, a w drugiej karmelowe czekoladki. Pewnym krokiem ruszył do pomieszczenia.
- Stella? - rzucił przekraczając próg pokoju. Brak odpowiedzi. Jego wzrok spadł na kanapę. Greczynka spała odwrócona plecami, a na stole leżała otwarta książka i jedzenie, które przyprawiło o zdziwienie. Podchodząc cicho wyłączył jednym kliknięciem grające urządzenie, a rzeczy jakie trzymał w rękach odłożył na bok. Zręcznie sprzątnął dwie miseczki, karton soku i szklankę. Wracając z kuchni, włożył kwiaty do kryształowego wazonu, stawiając go na środku ławy, a obok mały przysmak. Z czułością spojrzał na jej śpiącą twarz. Obok stóp greczynki leżał koc. Bez namysłu wziął go i okrył ciało kobiety. Z sypialni przyniósł dwie małe poduszeczki i podłożył jej pod głowę, przy tym odgarniając kilka kosmyków włosów całując w czoło. W odpowiedzi usłyszał mruknięcie zadowolenia. Sam leniwie podążył za jej przykładem siadając w swoim wysłużonym fotelu, który stał przy oknie. Siadając wygodnie na meblu rozpiął marynarkę i wyciągnął czerwone pudełeczko z kieszeni spodni. Otworzył je dyskretnie, i powiedział:
- Musisz poczekać do jutra - wyszeptał, a gładkie kamienie zamigotały z radością.
TBC!
Ojejku! Chciał się jej oświadczyć :>
OdpowiedzUsuńAle lubisz stopniować napięcie. Ach, będę musiała poczekać...
Osobiście, nie wytrzymałabym na miejscu Stelli. Praktycznie nic nie robi, a to ogromna odskocznia od jej dotychczasowego życia. Podziwiam panią detektyw, że chociaż jako tako to znosi.
Zgubiłaś kilka przecinków, ale to się zdarza. Świetna robota!
Przecinki same uciekły.. :D One lubią biegać, wiesz? :D
UsuńA tak lubię napięcie :D Czyż to nie fajne trzymać czytelnika w niepewności? Przecież to czysta przyjemność!
A następnym razem przecinki złapię. :D Chyba tak poprawiałam, aż pousuwałam te kochane znaki interpunkcyjne!
I dziękuję! <3
Hahahaha... Biegające przecinki?! :D Dobra, nic nie mówię... :P
UsuńNo.. u.. mnie.. one... biegają. One są strasznie rozwydrzone! :D
UsuńZacznę od tego, co mi się nie podoba... Wyłącz anty-spam, bo mnie denerwuje przy każdym wpisywaniu komentarza. :P To raz, a dwa... Włączam sobie Twojego bloga, a tu mi nagle muzyka gra i za każdym razem mnie straszy, jak mam cicho w pokoju. :P
OdpowiedzUsuńTeraz przejdę do tego, co mi się podobało. xD A mianowicie chciałam powiedzieć, że bardzo przyjemnie czytało mi się rozdział. Krótko, bo krótko, ale Ty lubisz robić ludziom wodę z mózgu i bezczelnie przerywać w nieodpowiednich momentach (to też dodaj sobie sobie listy, co mi się nie podoba). A poza tym Danny... <3 Ty wiesz, że w każdym serialu mam bohatera, za którego mogłabym wyjść bez wahania i Messer właśnie taki jest. :D Także cieszę się, że była o nim wzmianka.
Z mojej strony to tyle. :) Poza tym mogłabym się przyczepić do błędów, ale mi się nie chce, bo tylko jedno czy tam dwa zdania rzuciły mi się w oczy.
Buźka! :*
[marionetki-nieswiadomosci]
Więc tak, muzyki już brak. Jak przeczytałam pierwsze zdanie, to zdębiałam, już myślałam, że mnie pokroisz. :D
UsuńWiesz Kevin i Danny - blondyni, oboje niebieskie oczy, chyba masz do tego słabość?
Wiem, że krótko, ale tak jakoś rozpisywać się nie lubię. Ale postaram się to zmienić, jak i również te dwa zdania rzucające się w oczy. Pewnie składnie walnęłam taką, że można posikać się ze śmiechu. I know, I know ze mnie taki marny pisarzyna! :D
Wszystko biorę sobie do serduszka!
XOXO