https://www.youtube.com/watch?v=f9bRmuP-kQY
"I love you more than I have
Ever found a way to say to you."
Obudził ją lekki ból w dolnej części pleców. Z markotnym westchnięciem przewróciła się na drugi bok. W powietrzu wyczuła pyszny zapach jedzenia i innych przysmaków. Ciche brzdąknięcia w kuchni powodowały u niej mały uśmieszek. Leniwie rozciągając każdy mięsień ciała, usiadła opierając się o metalowe szczeble łóżka. Z niedowierzaniem rozglądnęła się po pokoju. Ostatnie jej wspomnienia prowadziły do kanapy w salonie. Ever found a way to say to you."
Wstając, zabrała z krzesła swój śnieżno biały szlafrok porzucony na krześle. Jak, co rano kilka kopnięć dziecka na dzień dobry, były obowiązkowe. Bez nich nie dało się obejść. Jeszcze zaspana kierowała się do kuchni, z której płynęły różne dźwięki i zapachy.
Stając we framudze drzwi ujrzała jego, krzątającego się po całym pomieszczeniu. Był tak skupiony, że nawet nie wyczuł jej obecności. Dopiero, gdy stawiał talerzyki na tacy zauważył ją opartą o wejście.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Obudziły mnie zapachy - przyznała zmieniając ciężar ciała z lewej strony, na prawą. - Chyba nie masz mi za złe?
Na twarzy mężczyzny pojawił się malutki niesmak. To miała być niespodzianka, a ona jak zwykle musiała go wyprzedzić.
- Nie, a skądże - uśmiechnął się niepozornie. - Ale już zmiataj do sypialni - machnął ręką w stronę korytarza. - Muszę coś jeszcze wziąć - rzekł tajemniczo.
Kręcąc głową odwróciła się na pięcie i grzecznie podreptała do pokoju. Gdy był pewien, że zniknęła z pola widzenia, z małej szafeczki nad blatem kuchennym wyjął pudełeczko. Biorąc je do ręki położył pod gazetą wśród talerzy ze śniadaniem. I tak ruszył z niespodzianką.
- Wiem, że coś knujesz - te słowa zatrzymały go w progu pokoju. Ten tylko spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Coś jeszcze? - spytał podnosząc lewą brew do góry.
- Niee - zaprzeczyła rozsiadając się wygodnie na materacu. - Poza tym, że jestem głodna..
- Więc przestań dociekać - powiedział poważnym tonem. Podchodząc do łóżka, ostrożnie postawił tacę między nimi.
- A ty przestań mi grozić, Taylor - syknęła biorąc widelec w palce. - Jestem w ciąży nie mam, jak z tobą się porachować - łagodnie uderzyła go w ramię. Ten tylko parsknął śmiechem, obserwując ją uważnie.
- Nie idziesz biegać? - zapytała Stella przełykając pierwszego kęsa.
- Mam lepsze zajęcie - stwierdził siadając obok niej.
- Niby jakie? - zagadnęła odstawiając szklankę na nocny stolik wraz z talerzykiem, który opróżnił się w mgnieniu oka. Mac tylko wzruszył ramionami i postanowił cierpliwie czekać. Jakby na złość zwlekała z podniesieniem tej cholernej gazety. Nie chciał jej pospieszać, ani naciskać, bo to zapewne zrobiło się bardziej podejrzane niż dotychczas. Był detektywem od wielu lat, a ona jednym spojrzeniem potrafiła rozszyfrować go na wskroś. Za to ją kochał. Zawsze jej powtarzał, żeby tym darem z nikim się nie dzieliła, bo wtedy może mieć ogromne kłopoty. Ale czasem jej wiedza dobijała. Właśnie w tym momencie. Przez głowę przeleciało mu, iż mógł objąć inną taktykę, ale teraz było o wiele za późno. Musiał pokornie przyjąć do świadomość jej ociąganie. Aż sam przejął stery. Dwoma palcami chwycił gazetę, co nie umknęło uwadze Bonaserze. Ale jej wzrok utkwił na jednym miejscu. Na kilka chwil zapadła cisza.
- Wiesz, że.. - Stella zaczęła powoli, ale nie dano było jej skończyć.
- Zamknij się - zażartował, a za moment przybrał poważną postawę. - Wiem, że to jest nam zbędne, mówiłaś mi to tyle razy, że zdążyłem zrozumieć. Ale uważam, że powinniśmy. Nie długo zostaniemy rodzicami - położył swoją dłoń na brzuchu. - Wiedz, że dziecko nie skłania mnie do tej decyzji. Nawet gdyby nasza córka nie była w drodze, też bym to zrobił. Kupiłbym ten pierścionek i poprosił o twoją rękę. Sam również się boję tego wszystkiego, co jest przed nami. Wiem, że razem damy radę - wziął do ręki pudełeczko i powoli uchylał wieczko. W jej powiekach stanęły łzy, ze śmiechem zaczęła je ocierać próbując doprowadzić się do ładu.
- Więc.. - otworzył je na dobre, a jej oczom ukazał się prześliczny pierścionek; różyczka wysadzana kamieniami, a wewnątrz wygrawerowany napis. - Wyjdziesz za mnie? - wyciągnął cenną rzecz i skierował w jej stronę.
- Wracając do twoich słów - chwyciła jego dłoń. - Zawsze dawaliśmy radę, i.. tak, wyjdę za ciebie - rzekła spokojnie, wypełniona szczęściem. - Nie mogłabym odmówić - powiedziała po chwili, gdy pierścionek spoczął na właściwym miejscu.
- I tak mnie rozgryzłaś - trzymając jej dłoń, przysunął się bliżej obejmując ją jedną ręką w pasie.
- Do końca życia - uśmiechnęła się, spoglądając w jego szaro-błękitne tęczówki, po czym pocałowała go z wielką siłą, ujmując twarz.
- Jestem szczęściarzem, że cię mam - wyjawił, gładząc kciukiem skrawek policzka.
- Mac, to mój tekst - nagle sobie przypomniała jego gabinet i kanapę.
- Wiem - potwierdził. - Już wtedy mogłem ci powiedzieć, że cię kocham.
- Rozważałam to, ale usłyszałeś coś innego - poklepała go po ramieniu, wstając. - Idę wziąć prysznic, jako przyszła Pani Taylor muszę obwieścić dobrą nowinę, a za tym idzie, że dziś jadę z tobą do pracy - ucieszona kroczyła w stronę łazienki. - I bez gadania! - krzyknęła nieco głośniej z zamkniętych drzwi.
- Kobiety - parsknął, kręcąc głową.
* * *
Jadąc do laboratorium, była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie mogła się doczekać, kiedy powie przyjaciołom, że oni wieloletni przyjaciele, a teraz partnerzy będą brać ślub. Podekscytowanie miała wymalowane na twarzy. Nawet ich dziecko, dziś dawało o sobie znać, częściej niż za zwykle. Jej marzenia, właśnie teraz stały się realne. Chciała mieć rodzinę, pełną i kochającą. Tylko dwa miesiące dzieliło ich od życia w trójkę. - Znów trzeba będzie powiedzieć szefowi - przypomniała, wychodząc z samochodu.
- Ja tu jestem szefem, a on już nic nie ma do tego - stanął obok niej, całując w policzek. - Chodź, czas na dobre wieści - ręką objął ją w talii, i tak ruszyli w stronę budynku.
Gdy drzwi windy rozsunęły się wszystkie spotkane spojrzenia padły na nich. Oboje pewnym krokiem ruszyli w kierunku biura Taylor'a. A z tamtą zawiadomili swoją ekipę, która ma się zebrać w gabinecie szefa. Po kilku minutach, osoby zaproszone zjawiały się po kolei.
- Stella? - weszła zdziwiona Lindsay wraz z Danny'm. - Co ty tu robisz? Przecież od dziś masz zakaz wejścia do laboratorium.
- Poczekajmy jeszcze na Sid'a - powiedział Mac, stając obok greczynki trzymając ją za rękę. Jako ostatni do pomieszczenia wszedł dr Hammerback.
- Co się dzieje? - zapytał korner, patrząc na wszystkich, ci się odwrócili i chórkiem opowiadając "Właśnie czekamy", skupili swoją uwagę na swoich przyjaciół przed sobą.
- Przepraszam, że was tu wszystkich zwołaliśmy, ale mamy pewną wiadomość do ogłoszenia - wyznała Stella, stopniując napięcie.
- Spodziewacie się bliźniąt? - spytał poważnie Adam, a reszta wybuchnęła śmiechem.
- Ross! - syknęła Lindsay, kując łokciem mężczyznę.
- Nie, aż tak się nie postarałem - powiedział Taylor z rozbawieniem w głosie.
- Chcieliśmy wam powiedzieć, że.. dziś z rana stałam się przyszłą Panią Taylor - uśmiechnięta zakończyła zdanie. Pędem do niej ruszyła Lindsay, która raptownie uścisnęła kobietę, a panowie gratulowali szefowi.
- Stella, jak ja się cieszę! - pisnęła z zadowoleniem, Montana.
- Dzięki - na twarzy greczynki zawitały dwa małe rumieńce.
- W ogóle, jak się czujesz?
- Dobrze, choć są już skutki, na przykład cięższe chodzenie - obie dłonie wylądowały na brzuchu. - Ale dam radę.
- Jeszcze dwa miesiące.. - blondynka klasnęła w dłonie. - A tak, właśnie! Już uzgodniliście, czy Mac będzie ci towarzyszyć przy narodzinach?
- Tak szczerze, to jeszcze nie - odpowiedziała patrząc na swojego partnera. - Myślę, że będzie chciał. Wątpię, żeby przegapił ten moment.
* * *
Zmęczona całym dniem wrażeń, bezwładnie opadła na poduszki kanapy wyciągając nogi do przodu. Mozolnie ściągnęła swoją marynarkę, rzucając ją na oparcie. - Jeszcze nigdy nie byłam taka wykończona - jęknęła, rozluźniając mięśnie.
- Sama chciałaś jechać.
- Nie wypominaj - przymrużyła powieki w geście gniewu. Mac tylko pokręcił głową i skierował się do kuchni, aby przygotować coś do picia. Po kilku minutach szedł z dwoma kubkami parującej cieczy.
- Dla ciebie, oczywiście coś innego niż kawa - postawił rzecz na stoliku przed nią.
- Dziękuję ci - ostrożnie wzięła kubek do ręki i z powrotem oparła się o poduszki. - Co, ja bym bez ciebie zrobiła? - zapytała, jakby siebie samą znacząco patrząc na mężczyznę.
- Wiele rzeczy - odparł, zerkając na nią.
- Nie schlebiaj sobie tak - cięta riposta nigdy ją nie opuszczała. W odpowiedzi dostała delikatny uśmiech. Na kilka minut zapadła kojąca dla uszu cisza.
- Mac? - zagadnęła.
- Tak?
- Będziesz przy porodzie? - zapytała z wielką nadzieją.
- Nie mógłbym przegapić narodzin mojego pierwszego dziecka - uścisnął jej dłoń, zapewniając ją w stu procentach. Odwzajemniła gest, a z jej ust wydobyło się westchnięcie spokoju.
TBC!
Nareszcie! Powiedziała tak! Inaczej być nie mogło :D
OdpowiedzUsuńNie mogłam już spokojnie wysiedzieć. Słodką pobudkę zgotowałaś dla Stelli. Podoba mi się, jak ciepło przedstawiasz ich relacje z paczką przyjaciół z laboratorium. Wszyscy są, jak zgrana rodzinka.
Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekanie na poród i ślub państwa Taylor ;-)
No no no :D A jakże by inaczej mogło być :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Ciekawe co będzie dalej :D
Nie marudź, kobieto! -,- Dasz sobie rade! Świetnie Ci idzie! :)
Powodzenia! :*
Czy, ja mam napisane na czole "MARUDA"? :D
UsuńTak, czy owak staram się z calutkich sił!
O, zaręczyny! Jak fajnie. :) No i ten tekst o bliźniakach - genialny! xD Ale jakoś tak... brakło mi opisów w tym wszystkim. :P
OdpowiedzUsuńCzekam na next i przepraszam, że tak krótko, ale muszę zaraz wyjść z domu i ten... śpieszę się. :D
Bo gniotek, w końcu ktoś przyznał mi rację :D
UsuńAktualnie cierpię na zacięcie, więc dlatego tak mało opisów.. Żyć i nie umierać. :C