__
Nie potrafię sobie wyobrazić, że przed obliczem śmierci moje kłamstwa nie chcą się ujawnić. Rozsądek dzielnie walczy z dzikim, pełnym namiętności sercem. Wojna, w której żadne z nich nie potrafi wygrać.
Na filmach wszystko zdaję się być prostsze, mniej skomplikowane, niż rzeczywistość otaczająca nas na co dzień. Uwielbiam, gdy scenariusz zamienia trudne sprawy w irracjonalną banalność. Komedia romantyczna wszech czasów. Wzruszająca do łez, a także radości. Nie mogę powiedzieć, czy tak jest naprawdę w realnym życiu. Teraz stojąc oko, w oko z napastnikiem, który trzyma mnie na muszce, wszystkie moje założone tezy stają się być stosem beznadziejnych zdań. Nie daje po sobie poznać, że staję się być bezradna, rozdarta psychicznie. Obserwując mężczyznę przede mną, zdaję sobie sprawę, ile przepuściłam przez palce. W każdym momencie mogę dostać kulkę między oczy i paść, jak ciężka kłoda na posadzkę laboratorium.
Głupia nie zdołałam uciec, gdy byłam jeszcze przy Nim. Na wspomnienie Jego przystojnej twarzy mimowolnie na moich ustach pojawia się skromny uśmiech, który teraz pewnie bardziej przypomina grymas.
Wypuszczam powietrze z płuc, nie tracąc kontaktu wzrokowego z zamachowcem. Mój rozcięty łuk brwiowy boli i piecze niemiłosiernie, ale nie zwracam uwagi na to, staram się tylko nie rozzłościć mężczyzny. Nawet, to działa. Na razie nie ma chęci mnie zabić, pomimo tego, że jestem uwięziona w ślepym zaułku. W duszy modlę się, aby mnie znalazł. Chcę stąd wyjść, zawalczyć i powiedzieć mu, co tak naprawdę czuję przez tyle miesięcy, lat. W tym momencie chciałabym zamienić się z niejedną bohaterką romansu. Ale, ja niestety nie jestem aktorką. Przypuszczam, że byłabym marną aktorzyną. Nie potrafię utrzymać na wodzy swoich uczuć, co dopiero udawać i grać, kogoś w zupełności innego. Najlepiej wychodzi mi udawana przyjaźń. Nie dosłownie udawana, ale dla mnie ona zmieniła postać rzeczy. Męczy mnie to, męczy mnie moja maska codzienności, którą wkładam każdego ranka. Maskuję, to co jest potężne i silne. Mój rozsądek to wielbi, bo wie, że dobrze robi. Ja też podzielam tę sugestię, ale wieczorami zazwyczaj nie wytrzymuję i padam, jak pod odstrzałem. Śmieszy mnie to teraz, ponieważ cały magazynek mam wycelowany w środek czoła. Nie mam siły płakać. Tym bym pokazała, jaka jestem słaba. A przecież nazywają mnie Statuą Wolności. Dzielnie znoszę nonszalancki wyraz twarzy mojego przyszłego oprawcy. Jego oczy mi mówią, że przyjdzie mój czas, gdy tylko ktoś przyjdzie mi z odsieczą. Czy mogło być bardziej wytrawnie? Czuję się w tej chwili, jak idiotka, która żałuje wszystkiego, a najbardziej swoich starań, wystrzyżeń.
W pewnym momencie postanowiłam się opanować, ponieważ pragnęłam dojść do momentu, gdzie przeżyję szczęśliwe zakończenie.
Rozumiecie o, co mi chodzi - brak randek z innymi, już nie wspomnę o spontanicznym bez obowiązującym seksie, tylko na jedną noc lub na kilka. Nie jestem tą, która zmienia facetów, jak rękawiczki. Ale, co mam począć, gdy upragniona osoba jest poza zasięgiem? Ale wracając, do tego, że wstrzymałam się z tym przy okazji zbudowałam wokół siebie mur; ciężki, trudny do przebrnięcia. Szkoda, że nie może mnie uchronić od metalowej kulki.
Kręcę głową, parskając ironicznym śmiechem.
Nie spodobało się.
- Co cię tak bawi, panienko? - zawarczał wysoki umięśniony brunet, nadal trzymając pistolet w górze.
- Nic - odpowiedziałam szybko. - Po prostu jesteś żałosny, tak jak ja - powiedziałam, nie zważając na cenę tych słów.
- Doprawdy? - zapytał z zaciętym wyrazem twarzy. - Nie sądzę - dodał po chwili. - Ty tutaj gnijesz, nie ja - rzucił oschle. - Ja mam ciebie na muszce, nie ty - zaśmiał się, jakby opowiadał żarty.
Popatrzyłam na niego, jak na głupca.
- Wiesz.. - zaczęłam swobodnie. - W moim zawodzie zawsze trzeba być przygotowanym na śmierć. Ja jestem. Możesz to zrobić. Śmiało. Ale powiem ci jedno - przystanęłam na chwilę. - Pociągniesz za ten spust, ja padnę bez cienia szansy, że przeżyję, ale wiesz, co jest w tym najlepsze? - zapytałam retorycznie. - Jako martwa osoba pociągnę ciebie za sobą na samo dno!
Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Ucieknę nim zdążą znaleźć twoje martwe ciało, słodziutka - prawie wyszeptał, napawając się chwilą. Zamilkłam. Nie chciałam tracić czasu na konwersację z takim człowiekiem. Skupiłam swoją uwagę na wspomnieniach. Od razu przed oczami zagościł dzisiejszy poranny obrazek. Różnił się od poprzednich. Stał się moim ulubionym.
Dziś dostałam najlepsze powitanie, jakie tylko mogłam sobie wyśnić. Może nie było to, czego bym tak naprawdę chciała, ale Jego ciepły wyraz twarzy, te dwa piękne głębokie oceany, które przeszywały mnie na wskroś. A w ręku papierowe czerwone kubki gorącej kawy. Naszej ulubionej. Dla mnie, i dla Niego. Poddając mi jedną z nich, dotknął skrawek mojej dłoni trzymając ją dłużej. Byłam zaszokowana tym gestem ze względu na to, że byłam poza okręgiem jakichkolwiek możliwości. On miał Peyton, a ja zostałam najlepszą przyjaciółką. Przez chwilę w mojej głowie zamigotała lampka, mówiąca mi o szansie. Może ona tylko jest kimś na chwilę, albowiem nie radzi sobie z uczuciami, jak ja?
Z letargu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącej komórki bruneta. Nie był zbytnio zadowolony patrząc na numer próbujący skontaktować się z nim. Mimo tego, odebrał.
- Witam, detektywie Taylor - rzucił do słuchawki natychmiastowo poprawiając swój cel. Przed oczami miałam porządnie wycelowaną broń. Brunet udając uprzejmego przełączył na głośnomówiący. - Co za przyjemność Pana sprowadza? - bawił się w najlepsze.
- Oprócz, że jesteś sukinsynem, to jeszcze masz czelność królować w moim laboratorium, trzymając mojego człowieka - usłyszałam wściekłość w głosie Mac'ka.
- Dziękuję za komplement, detektywie.
- Za chwilę będziesz miał okazję osobiście mi podziękować - głos w urządzeniu odbił się echem, a szmer rozsuwanych drzwi windy machinalnie odwróciło sprawcę całego zajścia. Na domiar tego wszystkiego, zimna lufa pistoletu pojawiła się na mojej skroni, a silne ramię objęło mocno umożliwiając manewr ucieczki.
- Jestem sam - Mac przekroczył próg windy, powoli stąpając w naszym kierunku w dłoni trzymając gotowy do strzału Glock'a. - Nie musisz robić przedstawienia. Załatwmy to ugodowo. Wypuść ją, a my dokończymy rozmowę.
Mężczyzna mlasnął podirytowany.
- Myślisz, że jestem debilem?! - poczułam, jak uścisk wokół moich ramion zrobił się ciaśniejszy, a pistolet bardziej napierał na pulsujące miejsce skroni. Miałam ochotę zamknąć powieki wykrzyknąć trzy słowa i może pożegnać się na zawsze ze światem. Po lewym policzku spadła pojedyncza łza, mówiąca o mojej bezradności. Uniosłam rzęsy do góry spoglądając na mojego przyjaciela. W jego wzroku dostrzegłam spokój. Nie wiedziałam, jak miałam to przyjąć, ale zrozumiałam, że mam dać się poprowadzić. Rozluźniłam spięte mięśnie.
- Jesteś dość głupi biorąc policjantkę na zakładniczkę - Mac nadal trzymał pistolet przy swoim boku.
- A ty przyszedłeś tutaj sam - brunet odegrał piłeczkę. - Więc nie różnimy się.
- Może.
Mac starał się mnie wynegocjować, a ja byłam pewna, że ten skurczybyk jest gotowy do zabicia. Wyczuwałam to pod jego dotykiem. Pewność siebie ocieka z niego strumieniami. Oboje traciliśmy tak cenny czas. W uszach słyszałam swoje kołatające serce. Przełknąłem silne w ustach i jednym szybkim ruchem walnęłam z całej siły łokciem prosto w brzuch mężczyzny. To dało mi szybkie uwolnienie. Następnie kolanem poprawiłam bolesną czynność.
Mogłam zrobić to wcześniej.
Bezzwłocznie podniosłam pistolet, który tak długo był celowany we mnie. Teraz, ja wycelowałam na zwijającego się bruneta na ziemi.
- Mówiłam, że jesteś żałosny - rzuciłam pewnie, delikatnie odwracając głowę w stronę Mac'ka. W jego oczach widziałam ulgę, która z hukiem spadła z jego sumienia. - Jesteś aresztowany - powiedziałam wreszcie. - Radzę tobie już nic nie mówić.
Z windy wybiegła uzbrojona drużyna, a wśród niej Peyton lęgnąca w ramiona tego, którego pragnę. Wypuszczając powietrze z ust opuściłam broń w dół. Nie musiałam martwić się o leżącego - został zakuty i wyprowadzony. Patrząc na Niego trzymającego inną w ramionach, zrobiło mi się żal. Podniósł wzrok na mnie, odwzajemniłam gest uśmiechem bezgłośnie wypowiadając "Dziękuję".
Znów powróciłam do nudnego koła. Było tak blisko, a wciąż tak daleko.
Ale nikt nie mówił, że się poddam..
Na filmach wszystko zdaję się być prostsze, mniej skomplikowane, niż rzeczywistość otaczająca nas na co dzień. Uwielbiam, gdy scenariusz zamienia trudne sprawy w irracjonalną banalność. Komedia romantyczna wszech czasów. Wzruszająca do łez, a także radości. Nie mogę powiedzieć, czy tak jest naprawdę w realnym życiu. Teraz stojąc oko, w oko z napastnikiem, który trzyma mnie na muszce, wszystkie moje założone tezy stają się być stosem beznadziejnych zdań. Nie daje po sobie poznać, że staję się być bezradna, rozdarta psychicznie. Obserwując mężczyznę przede mną, zdaję sobie sprawę, ile przepuściłam przez palce. W każdym momencie mogę dostać kulkę między oczy i paść, jak ciężka kłoda na posadzkę laboratorium.
Głupia nie zdołałam uciec, gdy byłam jeszcze przy Nim. Na wspomnienie Jego przystojnej twarzy mimowolnie na moich ustach pojawia się skromny uśmiech, który teraz pewnie bardziej przypomina grymas.
Wypuszczam powietrze z płuc, nie tracąc kontaktu wzrokowego z zamachowcem. Mój rozcięty łuk brwiowy boli i piecze niemiłosiernie, ale nie zwracam uwagi na to, staram się tylko nie rozzłościć mężczyzny. Nawet, to działa. Na razie nie ma chęci mnie zabić, pomimo tego, że jestem uwięziona w ślepym zaułku. W duszy modlę się, aby mnie znalazł. Chcę stąd wyjść, zawalczyć i powiedzieć mu, co tak naprawdę czuję przez tyle miesięcy, lat. W tym momencie chciałabym zamienić się z niejedną bohaterką romansu. Ale, ja niestety nie jestem aktorką. Przypuszczam, że byłabym marną aktorzyną. Nie potrafię utrzymać na wodzy swoich uczuć, co dopiero udawać i grać, kogoś w zupełności innego. Najlepiej wychodzi mi udawana przyjaźń. Nie dosłownie udawana, ale dla mnie ona zmieniła postać rzeczy. Męczy mnie to, męczy mnie moja maska codzienności, którą wkładam każdego ranka. Maskuję, to co jest potężne i silne. Mój rozsądek to wielbi, bo wie, że dobrze robi. Ja też podzielam tę sugestię, ale wieczorami zazwyczaj nie wytrzymuję i padam, jak pod odstrzałem. Śmieszy mnie to teraz, ponieważ cały magazynek mam wycelowany w środek czoła. Nie mam siły płakać. Tym bym pokazała, jaka jestem słaba. A przecież nazywają mnie Statuą Wolności. Dzielnie znoszę nonszalancki wyraz twarzy mojego przyszłego oprawcy. Jego oczy mi mówią, że przyjdzie mój czas, gdy tylko ktoś przyjdzie mi z odsieczą. Czy mogło być bardziej wytrawnie? Czuję się w tej chwili, jak idiotka, która żałuje wszystkiego, a najbardziej swoich starań, wystrzyżeń.
W pewnym momencie postanowiłam się opanować, ponieważ pragnęłam dojść do momentu, gdzie przeżyję szczęśliwe zakończenie.
Rozumiecie o, co mi chodzi - brak randek z innymi, już nie wspomnę o spontanicznym bez obowiązującym seksie, tylko na jedną noc lub na kilka. Nie jestem tą, która zmienia facetów, jak rękawiczki. Ale, co mam począć, gdy upragniona osoba jest poza zasięgiem? Ale wracając, do tego, że wstrzymałam się z tym przy okazji zbudowałam wokół siebie mur; ciężki, trudny do przebrnięcia. Szkoda, że nie może mnie uchronić od metalowej kulki.
Kręcę głową, parskając ironicznym śmiechem.
Nie spodobało się.
- Co cię tak bawi, panienko? - zawarczał wysoki umięśniony brunet, nadal trzymając pistolet w górze.
- Nic - odpowiedziałam szybko. - Po prostu jesteś żałosny, tak jak ja - powiedziałam, nie zważając na cenę tych słów.
- Doprawdy? - zapytał z zaciętym wyrazem twarzy. - Nie sądzę - dodał po chwili. - Ty tutaj gnijesz, nie ja - rzucił oschle. - Ja mam ciebie na muszce, nie ty - zaśmiał się, jakby opowiadał żarty.
Popatrzyłam na niego, jak na głupca.
- Wiesz.. - zaczęłam swobodnie. - W moim zawodzie zawsze trzeba być przygotowanym na śmierć. Ja jestem. Możesz to zrobić. Śmiało. Ale powiem ci jedno - przystanęłam na chwilę. - Pociągniesz za ten spust, ja padnę bez cienia szansy, że przeżyję, ale wiesz, co jest w tym najlepsze? - zapytałam retorycznie. - Jako martwa osoba pociągnę ciebie za sobą na samo dno!
Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Ucieknę nim zdążą znaleźć twoje martwe ciało, słodziutka - prawie wyszeptał, napawając się chwilą. Zamilkłam. Nie chciałam tracić czasu na konwersację z takim człowiekiem. Skupiłam swoją uwagę na wspomnieniach. Od razu przed oczami zagościł dzisiejszy poranny obrazek. Różnił się od poprzednich. Stał się moim ulubionym.
Dziś dostałam najlepsze powitanie, jakie tylko mogłam sobie wyśnić. Może nie było to, czego bym tak naprawdę chciała, ale Jego ciepły wyraz twarzy, te dwa piękne głębokie oceany, które przeszywały mnie na wskroś. A w ręku papierowe czerwone kubki gorącej kawy. Naszej ulubionej. Dla mnie, i dla Niego. Poddając mi jedną z nich, dotknął skrawek mojej dłoni trzymając ją dłużej. Byłam zaszokowana tym gestem ze względu na to, że byłam poza okręgiem jakichkolwiek możliwości. On miał Peyton, a ja zostałam najlepszą przyjaciółką. Przez chwilę w mojej głowie zamigotała lampka, mówiąca mi o szansie. Może ona tylko jest kimś na chwilę, albowiem nie radzi sobie z uczuciami, jak ja?
Z letargu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącej komórki bruneta. Nie był zbytnio zadowolony patrząc na numer próbujący skontaktować się z nim. Mimo tego, odebrał.
- Witam, detektywie Taylor - rzucił do słuchawki natychmiastowo poprawiając swój cel. Przed oczami miałam porządnie wycelowaną broń. Brunet udając uprzejmego przełączył na głośnomówiący. - Co za przyjemność Pana sprowadza? - bawił się w najlepsze.
- Oprócz, że jesteś sukinsynem, to jeszcze masz czelność królować w moim laboratorium, trzymając mojego człowieka - usłyszałam wściekłość w głosie Mac'ka.
- Dziękuję za komplement, detektywie.
- Za chwilę będziesz miał okazję osobiście mi podziękować - głos w urządzeniu odbił się echem, a szmer rozsuwanych drzwi windy machinalnie odwróciło sprawcę całego zajścia. Na domiar tego wszystkiego, zimna lufa pistoletu pojawiła się na mojej skroni, a silne ramię objęło mocno umożliwiając manewr ucieczki.
- Jestem sam - Mac przekroczył próg windy, powoli stąpając w naszym kierunku w dłoni trzymając gotowy do strzału Glock'a. - Nie musisz robić przedstawienia. Załatwmy to ugodowo. Wypuść ją, a my dokończymy rozmowę.
Mężczyzna mlasnął podirytowany.
- Myślisz, że jestem debilem?! - poczułam, jak uścisk wokół moich ramion zrobił się ciaśniejszy, a pistolet bardziej napierał na pulsujące miejsce skroni. Miałam ochotę zamknąć powieki wykrzyknąć trzy słowa i może pożegnać się na zawsze ze światem. Po lewym policzku spadła pojedyncza łza, mówiąca o mojej bezradności. Uniosłam rzęsy do góry spoglądając na mojego przyjaciela. W jego wzroku dostrzegłam spokój. Nie wiedziałam, jak miałam to przyjąć, ale zrozumiałam, że mam dać się poprowadzić. Rozluźniłam spięte mięśnie.
- Jesteś dość głupi biorąc policjantkę na zakładniczkę - Mac nadal trzymał pistolet przy swoim boku.
- A ty przyszedłeś tutaj sam - brunet odegrał piłeczkę. - Więc nie różnimy się.
- Może.
Mac starał się mnie wynegocjować, a ja byłam pewna, że ten skurczybyk jest gotowy do zabicia. Wyczuwałam to pod jego dotykiem. Pewność siebie ocieka z niego strumieniami. Oboje traciliśmy tak cenny czas. W uszach słyszałam swoje kołatające serce. Przełknąłem silne w ustach i jednym szybkim ruchem walnęłam z całej siły łokciem prosto w brzuch mężczyzny. To dało mi szybkie uwolnienie. Następnie kolanem poprawiłam bolesną czynność.
Mogłam zrobić to wcześniej.
Bezzwłocznie podniosłam pistolet, który tak długo był celowany we mnie. Teraz, ja wycelowałam na zwijającego się bruneta na ziemi.
- Mówiłam, że jesteś żałosny - rzuciłam pewnie, delikatnie odwracając głowę w stronę Mac'ka. W jego oczach widziałam ulgę, która z hukiem spadła z jego sumienia. - Jesteś aresztowany - powiedziałam wreszcie. - Radzę tobie już nic nie mówić.
Z windy wybiegła uzbrojona drużyna, a wśród niej Peyton lęgnąca w ramiona tego, którego pragnę. Wypuszczając powietrze z ust opuściłam broń w dół. Nie musiałam martwić się o leżącego - został zakuty i wyprowadzony. Patrząc na Niego trzymającego inną w ramionach, zrobiło mi się żal. Podniósł wzrok na mnie, odwzajemniłam gest uśmiechem bezgłośnie wypowiadając "Dziękuję".
Znów powróciłam do nudnego koła. Było tak blisko, a wciąż tak daleko.
Ale nikt nie mówił, że się poddam..
* Rodzinna sielanka skończyła się na 9 części. Chyba tyle starczy prawda? Aczkolwiek epilog się pojawi. Jest wart napisania!
A tutaj, jak wspominałam zresztą - mój plan na własny sezon, a dokładnie czwarty. Dlaczego ten? Banalne pytanie. Ponieważ sezon czwarty, był sezonem najbardziej chemicznym ze wszystkich. Dlatego, dodam moją wersję. Bardziej szczęśliwszą, a czasem i może nie? Kto wie?*
CIĄG DALSZY NASTĄPI
Filozoficzne przemyślenia świetnie Ci wychodzą. I chyba nie muszę wspominać, że bardzo mi się podobają?
OdpowiedzUsuńPierwsze, co mi się rzuciło to WSZECH CZASÓW. Ale pogrzebałam tu i ówdzie. Chylę czoła. I dziękuję, bo dzięki Tobie czegoś się nauczyłam. Gdyby nie Ty, wciąż tkwiłabym w błędzie:
"Nie mam wątpliwości, że niepoprawna pisownia wyrażenia wszech czasów (czyli łączna wszechczasów) bierze się z tego, że są w polszczyźnie przymiotniki i rzeczowniki zaczynające się od wszech-, np. wszechświat, wszechmiłosierny, wszechstronny, wszechnica, wszechmogący, wszechwiedzący. Te zapisuje się łącznie, gdyż wszech znaczy tu zupełnie co innego niż wszech w wyrażeniu wszech czasów: a) ‘wskazuje na powszechność tego, co wyraża drugi człon wyrazu’, np. wszechobecny, wszechświatowy, wszechwładny, wszechzwiązek, lub b) ‘wskazuje na najwyższy stopień, największe nasilenie tego, co wyraża drugi człon wyrazu’, np. wszechmocny, wszechpotężny."
W czwartym akapicie, chyba powinno być "tę" sugestię. Reszta tekstu jest idealnie wymuskana :-)
Zdecydowanie wolę taką Stellę. Pełną żalu, rozmyślającą. Wydaje mi się jednak, że to ze względu na moje ogólne upodobania. (Wszystko lepsze, niż masełko :D)
W każdym bądź razie - bardzo podoba mi się "The lying game". Trzymam za Ciebie kciuki i niecierpliwością czekam na więcej!
Ściskam.
PS. Błagam, wyłącz ten kod antyspamowy, bo idzie oszaleć.
Jeszcze aż takiego komentarza nigdy w życiu nie dostałam. Siedzę i patrzę na niego z otwartą szczęką. Masakra.
UsuńZa przeproszeniem.. czego Ty chcesz uczyć się ode mnie?
A w wyrazie wszech czasów, miałam mały problem. Dość długo się zastanawiałam, jak go napisać, aż w końcu rozstrzygnęłam, że postawię spację.
A takie teksty, jak te wychodzą mi najlepiej. Uwielbiam pisać ze strony bohatera, bo wchodzenie w jego umysł i duszę, to coś niesamowitego!
Też za siebie trzymam kciuki. Aby dotrwać do końca z klasą.
A masło nie nazwałabym tutaj masłem, muszę znaleźć odpowiednik do tego, co będzie. ;)
Ściskam z powrotem.
Inną sprawą jest, że ja nigdy podobnego komentarza nikomu nie dodałam :D
UsuńTo chyba intuicja. I bardzo dobrze.
Naprawdę wychodzi Ci takie pisanie, więc nie zmarnuj tego!
Razem coś wymyślimy.
Ściskam kolejny raz. Teraz nieco mocniej.
Razem zawsze coś się wymyśli. :D Bez zastrzeżeń.
UsuńPS. Udusisz mnie w końcu, przynajmniej wirtualnie, bo na real nie mam, co liczyć.